Reporter TV Republika zaatakowany na Marszu Niepodległości. "Przerwałem relację. Po ludzku się bałem"
Non stop wybuchały petardy, miałem wrażenie, że tuż gdzieś obok mnie. Przeleciało mi coś kilkanaście centymetrów nad głową. Przerwałem relację w trakcie, pierwszy raz w życiu! Po ludzku się bałem, mówiąc do kamery nogi miałem z waty.
Zanim wszedłem na wieżyczkę na Moście Poniatowskiego zajrzałem do ogródka Muzeum Wojska Polskiego. Dziesiątki rodzin z dziećmi, kolorowe balony i pańska skórka. Wystawiony sprzęt wojskowy, żołnierze obecnej armii i rekonstruktorzy. Sielska atmosfera. Z pubu Wieżyca docierał zapach grilla. Pod parasolami niektórzy piją piwo. Zauważyłem też grupę kibiców, którzy w Wieżycy postanowili napić się wódki.
Na wieżyczkę Mostu wszedłem przed godziną 15. O 15:10 zacząłem dostrzegać marsz. O 15:30 zauważyłem bójkę między jakimiś dziwnymi ludźmi, a Strażą Marszu. Mam wrażenie, że po prostu spokojnie podeszli między czoło marszu, a czekających przy zejściu na stację PKP Powiśle członków Straży Marszu. Nagle Ci zamaskowani ludzie zaczęli bić Straż Marszu! Straż Marszu, podkreślam. Później rozmawiałem z motocyklistą z Rajdu Katyńskiego, który był wówczas na czele pochodu, był święcie przekonany, że słyszał bluzgi w kierunku narodowców. Mówił mi, że to antifa. Straż Marszu zainterweniowała wzorowo. Policji tu nie było, wybiegła dopiero po chwili z uliczki, poleciały racę, ale i tam Straż Marszu załagodziła sytuację. Oprócz huku wybuchających petard nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi. Aż do 15:45. Stanąłem przy kamerze, operator zapalił lampkę, chwyciłem mikrofon i.. zaczęło się.
Tłum na dole zaczął skandować „Jeb**, jeb** TVN!”. Zdaje się, że moje okrzyki w kierunku tłumu, że jestem z Republiki, gesty jednoznaczne z tym, że się mylą, nie poskutkowały. Część z tych okrzyków weszła chyba na antenę, mogłem użyć wulgarnego słowa. Jeśli tak, przepraszam! Emocje.
Gdy rozpocząłem relację na antenie w naszym kierunku (2 operatorów, 2 koleżanki z produkcji i ja, a także 2-3 operatorów Polsatu, bez reportera) poleciały race, butelki i Bóg wie co jeszcze. Non stop wybuchały petardy, miałem wrażenie, że tuż gdzieś obok mnie. Przeleciało mi coś kilkanaście centymetrów nad głową. Przerwałem relację w trakcie, pierwszy raz w życiu! Po ludzku się bałem, mówiąc do kamery nogi miałem z waty.
Wszyscy, jak jeden mąż schowaliśmy się do środka wieżyczki. Jedyną szkodą była pęknięta walizka ekipy z Polsatu. Jeszcze wszedłem na antenę, najpierw telefonicznie, a następnie, gdy sytuacja się uspokoiła, około godziny 16:40, gdy ostatni ludzie przechodzili obok nas. A tłum przechodził obok nas przez 1 h i 20 minut. Imponujący, wielotysięczny tłum przetaczał się przez centrum Warszawy. Zaczęliśmy pakować sprzęt i jadąc dosyć okrężną drogą dotarliśmy na Rondo Waszyngtona. W szeregi naszej ekipy wkradły się… nerwy.
Krajobraz, jak po wojnie. Tak od razu pomyślałem, gdy przetransportowaliśmy się w okolice Stadionu Narodowego. Kostki brukowe, pałki, race, naboje od broni gładkolufowej. Sceny, których nie byłem świadkiem, a które trafią pewnie rano na czołówki gazet rozegrały się podczas naszego przejazdu wozem. Podbiegłem z kamerą i operatorem do dwóch polewaczek, tam policja wciąż nacierała na grupę manifestantów, lała ich wodą. W kierunku policji, ale też wielu dziennikarzy, fotoreporterów i gapiów leciały kamienie. Operator dostał w nogę, ale nawet nie przerwał pracy. To był jego żywioł, kilka razy był na Majdanie, a później w strefie ATO. Co tam dla niego Marsz Niepodległości.
@bgraczak z Pana gestykulacji łatwo było rozpoznać że stara się Pan pokazać że nie jest Pan z TVNu, ale w tłumie nikt się tym nie przejmował
— William Stanowski (@WiliamStanowski) listopad 11, 2014
Mimo że o mały włos nie dostałem racą w twarz podtrzymuje swoje stanowisko. Były dziesiątki tysięcy spokojnych i dumnych patriotów
— Bartłomiej Graczak (@bgraczak) listopad 11, 2014