Redaktor naczelny „Gazety Polskiej” Tomamsz Sakiewicz w rozmowie z Polskim Radiem 24 skomentował zaskakującą i skandaliczną decyzję sądu w sprawie pobicia dziennikarza Telewizji Polskiej.
– To przypomina Chicago w 30. latach XX wieku, gdy mafia miała swoich sędziów, a sędziowie swoich opiekunów. Trudno jest wsadzić do więzienia nawet kogoś, kto na oczach popełnia ciężkie przestępstwo – ocenił Sakiewicz w rozmowie z red. Michałem Rachoniem. Naczelny „GP” skomentował w ten sposób sytuację, do której doszło w miniony czwartek w Gdyni, przed domem Ryszarda K. Znany biznesmen został tego dnia, razem z Romanem Giertychem, zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne.
W czwartkowy wieczór, po godzinie 19, agenci CBA wyprowadzili K. z domu i zawieźli biznesmena do prokuratury, a spod jego domu zaczęli powoli odjeżdżać dziennikarze. Około 20, jak podaje TVP Info, syn Ryszarda K. zaatakował operatora kamery TVP Gdańsk. Operator doznał obrażeń głowy po tym jak Aleksander K. uderzył go w twarz i kopnął.
– Stało się to na oczach całego świata, napad był ewidentnie bandycki, chodziło o uniemożliwienie krytyki prasowej, co w Polsce jest surowo ściganym przestępstwem. Tymczasem sąd wypuścił sprawcę- zauważył redaktor Sakiewicz.
– Oni poczekają, aż ktoś kogoś zabije, wtedy powiedzą: "nie spodziewaliśmy się". Oby do tego nie doszło - dodał dziennikarz, którego zdaniem jest to wyraźny dowód, że układ, o którym mówił wicepremier Jarosław Kaczyński, nadal istnieje.
– W tym układzie tkwią biznesmeni, sędziowie i dziennikarze. Układ chroni sferę przestępczą i prowadzi do zniszczenia tych, którzy zdają pytania. Ten układ został przez ostatnie lata bardzo mocno naruszony, ale przez osiem lat był wzmacniany. Wytworzony został w okolicach Okrągłego Stołu, a jego istotą była bezkarność elit, które ze sobą się dogadały – podkreślił naczelny „Gazety Polskiej”. Jak dodał, w tym akurat przypadku elity „miały dokonać skoku na kasę i nie ponosić za to odpowiedzialności”.
– Wpisał się w to Roman Giertych, który zrezygnował z bycia antysalonowcem. Z człowieka, który prowadził ultraradykalną organizację, zamienił się w adwokata elit III RP. To ewidentny koniec świata szwoleżerów – podkreślił publicysta, który przypomniał również o artykule 43. prawa prasowego, który przewiduje trzy lata pozbawienia wolności w przypadku uniemożliwiania przemocą pracy dziennikarza. Synowi Ryszarda K. nie został jednak postawiony ten zarzut.
– Wyraźnie widać, że elity odmawiają uznania dziennikarza jako osoby działającej w interesie publicznym. Dziennikarze nie mają immunitetu, odpowiadają przed sądami jak inni obywatele. Jednak napad na dziennikarza wykonującego swoje obowiązki i groźby wobec niego są dodatkowo karane, bo działa w interesie społecznym – zaznaczył rozmówca Polskiego Radia 24.