RUSZA świetna akcja #2Kadencja czyli nasza Bitwa Warszawska. To starcie jest ważniejsze od tego z roku 2015! DOŁĄCZ!
Ile po wrześniu 1939 r. mieliśmy w Polsce niepodległości? Pół roku rządów Jana Olszewskiego w 1992 r. i dwa lata władzy PiS z lat 2005-2007. Tamte rządy działały cały czas w medialnym oblężeniu. Dołowało je powszechne przekonanie o tymczasowości zmian. I o tym, że są one powierzchowne, a struktury zła wszechpotężne. Po pół wieku niewoli nasz obóz był słaby, było nas za mało. To się bardzo zmieniło. Przed nami najważniejsza bitwa. Jeśli ją wygramy, mamy szansę być wreszcie silni, a podstarzała targowica może się już nigdy nie podnieść. Taka jest stawka bitwy, którą zaczyna akcja #2Kadencja - pisze w najnowszym numerze "Gazety Polskiej" Piotr Lisiewicz.
Bitwa Warszawska nazwana została przez Edgara D’Abernon 18. najważniejszą bitwą w dziejach świata. Oczywiście tego nie mogli przewidzieć uczestniczący w niej młodzi żołnierze. Intuicja podpowiada, że stawka tej pokojowej – na szczęście – batalii w dziejach Polski, jaką będą nadchodzące kolejne wyborcze starcia, też jest bardzo szczególna. I jako taka oceniana będzie przez historyków.
Anomalia i choroba muszą zniknąć
Tomasz Lis i inni publicyści tamtej strony twierdzą, że PiS buduje autorytaryzm, by władzy nie oddać nigdy. No, więc w owym propagandowym przekazie jest ziarnko prawdy i autentyczny, choć skrywany, strach tamtej strony. Lis ma rację w tym sensie, że naszym celem, realizowanym demokratycznymi metodami, jest nie oddać władzy nigdy im – targowicy. Jasne jest, że będą w przyszłości w Polsce różne obozy polityczne, od prawa do lewa. Ale ten bardzo specyficzny obóz, będący wynikiem półwiecza komunizmu, ta anomalia, ta choroba, musi zniknąć na zawsze. To nie jest żadna prawica ani lewica, tylko targowica.
Oby nigdy nie zatarło się w naszej pamięci tuszowanie Smoleńska. Obyśmy nigdy w imię źle rozumianej „dobrej woli” nie zaczęli patrzeć na ów antypolski obóz przez różowe okulary. Takie samookłamywanie się byłoby błędną diagnozą, z której wyciągalibyśmy błędne wnioski, a w ich wyniku podejmowali błędne działania.
Przedwojenna polska scena polityczna, która miała różne wady, ale na której nie było miejsca na KPP, jest stanem, do którego powinniśmy dążyć demokratycznymi metodami. Na niej nie było żadnych „ludowców” z sowieckiego nadania czy „liberałów” broniących oligarchii narzuconej przez okupanta. Byli polscy ludowcy i polska tradycja „Warszawy starej, liberalnej”, jak pisał w tragicznym wierszu Stanisław Baliński.
Eliminacja targowicy jest walką w interesie także tych młodych ludzi, którzy chcieliby budować Polskę nawiązującą do tradycji Witosa czy Daszyńskiego, a grozi im omotanie przez chore zależności postkomunizmu, przeprogramowanie ich mózgów na sowiecką modłę poprzez „drobną” korektę – nie Witos, lecz ZSL; nie Daszyński, lecz rewizjoniści z PZPR. Niewielka różnica w formie, gigantyczna w treści.
Targowica traci wigor
Taka jest, jak wszystko wskazuje, stawka bitwy o Drugą Kadencję. W ostatnich latach widzieliśmy, jak owa anomalia narzucona przez siły nie tylko zewnętrzne, ale i obce naszej kulturze, wszystkiemu, co ważne w naszej historii, słabnie, traci wigor, staje się coraz bardziej jałowa. Pokazywała to średnia wieku na manifestacjach KOD. Mieczysław Rakowski niedługo przed śmiercią pisał w swoim piśmie „Dziś”, że fatalnym błędem tamtej strony jest fakt, iż nie umie wychować następców. Ale nikt tam Rakowskiego na szczęście nie posłuchał. Nie było tam nawyku postulowanej przez niego pracy – w PRL następców produkował młodzieżowy aparat partyjny. Zajmowano się więc budowaniem własnych fortun, a następców… dokupywano. Przecież można wyszkolić takie narzędzia panowania jak spiker, menedżer czy celebrytka. I tak się toczyło to przez jakieś dwa dziesięciolecia, gdy wreszcie brak nowych, rozumnych ludzi idei spowodował po tamtej stronie zapaść. Takich osób nie da się wyprodukować w kilka miesięcy, w czasie płomiennych przemówień emerytów na marszach KOD. Bo wyjdzie groteska.
Widzieliśmy, jak w wielkich kampaniach medialnych targowica stosuje metody i przekaz sprzed dziesięciolecia. I dziwi się, że to, co było kiedyś niesłychanie silne, dziś budzi politowanie.
Zniszczyć mocne jeszcze fundamenty
Ale nie wszystko po tamtej stronie jest już zmurszałe i się wali. Oni słabną, ale niektóre fundamenty postkomunistycznego systemu są jeszcze całkiem mocne. Są wielkie media (telewizje, ale też aż trzy wielkie portale), są fortuny oligarchów, są samorządowe sitwy, jest targowica w kulturze. Te struktury postkomunistycznego zła często żebrzą o pieniądze za granicą, jednak wiecznie tak się nie da. Starają się maskować swój rodowód poprzez przebieranki w różne europejskie trendy, by uzasadnić swoje istnienie. Ale to są akurat te trendy, które właśnie na Zachodzie słabną. Bez zastrzyków finansowych ze strony państwa, bez rewitalizacji za pieniądze podatników, postsowiecki mur będzie coraz bardziej wypłukiwany przez deszcze, smagany przez wiatry, a czasem trafiany przez piorun. Objawy znane z manifestacji KOD będą się pogłębiać.
Jeśli nie pojawią się jakieś nieprzewidywalne czynniki dla tamtej strony, seria nadchodzących wyborów może być ostatnią bitwą. Ostatnią, w której choć osłabiona, jest jeszcze względnie silna. To może ją prowokować do walki desperackiej i podejmowania działań wynikających z jej totalitarnego i niedemokratycznego rodowodu. Nie tylko po doświadczeniach 2010 r. wiemy, że oni nie cofną się przed niczym. To nie jest żadna wojna polsko-polska, jak usiłują nam wmówić. To jest wojna polsko-bolszewicka, prowadzona teraz pokojowymi – na szczęście – środkami.
Jest o co się bić
Sprawowanie władzy przez cztery lata wywołuje szereg podręcznikowych, negatywnych procesów w każdym rządzącym ugrupowaniu. Zjawiska, które krytykują Państwo, przyglądając się lokalnym strukturom PiS, w pewnej skali są nieuniknione. W sporej jednak części wynikają z faktu odziedziczenia przez PiS działaczy, którzy wychowywali się w różnych prawicowych ugrupowaniach III RP. Jedni z nich byli w ich ramach bojownikami o zmiany, inni tylko koniunkturalistami. Nie są rzadkie sytuacje, kiedy wielu z Państwa czuje się zniechęconych do aktywności, bo na co dzień spotyka się posła czy radnego PiS, z którego nie jesteście zadowoleni.
Jednak jako środowisko „Gazety Polskiej”, najstarszego tygodnika niepodległościowego, musimy patrzeć na tych ludzi oczami analityka, który oblicza, jak osiągnąć polityczne cele. Nie wolno wycofać się z walki o osiągnięcie zamysłów obozu niepodległościowego, bo tu i ówdzie występują jakieś zawalidrogi.
Należałem do największych krytyków PiS, gdy ugrupowanie to, czy politycy z niego się wywodzący – wiadomo, o kim mowa – odpuszczali przeprowadzanie zmian w jakiejś dziedzinie. Stanie na straży niepodległościowej tożsamości obozu PiS to ważne zadanie środowiska „Gazety Polskiej”.
Obecna Polska nie jest jeszcze Polską naszych marzeń, ale jesteśmy jej najbliżej od feralnego września 1939 r. Czy za rządów Jana Olszewskiego, ćwierć-niepodległościowego AWS czy poprzedniego PiS możliwa byłaby reforma sądów na obecną (daleką jeszcze do ideału) skalę? Czy mogłyby powstać Wojska Obrony Terytorialnej? Czy byliśmy kiedyś tak blisko sojuszu z Ameryką i realizacji Międzymorza? Czy były wtedy szanse na 500 plus i tak skuteczną walkę z mafią VAT? Czy w kulturze, w której zmiany są z natury powolne, było kiedyś lepiej niż teraz?
Odpowiedź na każde z tych zadanych seryjnie pytań jest inna. W każdej dziedzinie jesteśmy na innym etapie zmian, ale generalnie one następują i jest lepiej, niż było kiedykolwiek wcześniej. Zgoda, nie dlatego, by teraz było świetnie, ale dlatego, że wcześniej było fatalnie. Ale jest potencjał, by mimo wszystko iść do przodu. Jest o co się bić.
Drugi egzemplarz na Drugą Kadencję
W obliczu nadchodzących batalii musimy być dobrze zorganizowanym wojskiem. Temu ma służyć akcja #2Kadencja, która pomoże w maksymalnym wykorzystaniu potencjału obozu niepodległościowego w decydującej bitwie. Zjazd Klubów „Gazety Polskiej” służył zarówno burzy mózgów, jak i szkoleniom przygotowującym nas do tej walki. Gdy „Gazeta Polska” trafi do kiosków, będzie już działało jedno z narzędzi w tej bitwie, strona 2kadencja.pl.
Szczególnie ważne jest wzmocnienie naszych mediów, prowadzona niegdyś akcja kupowania drugiego egzemplarza „Gazety Polskiej” przedstawiana była przez naszych przeciwników jako desperacki krok słabych. Dziś, gdy PiS jest u władzy, niektórym może się ona wydać mniej przydatna. Nic bardziej błędnego. To była poważna akcja marketingowa, której wielu potem nam zazdrościło. Tak naprawdę zazdrościło nam posiadania czytelników zdolnych do takiej mobilizacji. Ów zryw opisywaliśmy w kategoriach działania patriotycznego, ale fachowcy od marketingu opisali go potem po swojemu jako perfekcyjne, dobre wykorzystanie ludzkiego kapitału oraz znalezienie rynkowej niszy. Jak zwał, tak zwał, niech sobie nas uczeni określają, jak chcą, byle Polska na tym zyskała. Akcja kupowania drugiego egzemplarza na #2Kadencja ma moim zdaniem sens – wystarczy, że chwilę pomyślą Państwo, ilu z Waszych znajomych ciąży ku nam, a „Gazety Polskiej” nie czyta nie dlatego, by była dla nich mało atrakcyjna, a z tego powodu, że jej nie zna. Mamy tu, jak sądzę, niemałe rezerwy. Dziś startujemy z tą akcją, stąd te parę słów wstępu. W kolejnych numerach nowe pomysły.
Nowe wydanie tygodnika "#GazetaPolska", ukaże się już jutro w środę 12 września.
— Gazeta Polska (@GPtygodnik) 11 września 2018
W numerze:
- @DorotaKania2: Tajemnice #FOZZ - bomba podłożona pod fundamenty III RP
- @PNisztor: Powrót aferzysty nomenklaturowego
- Grzegorz Wierzchołowski: Zagadka zdjęć smoleńskich skrzynek
RT pic.twitter.com/XctpKdQpMM