– Nie było to zderzenie z brzozą. To są rzeczy, które się ukazały już po 10 kwietnia. Tą bardzo istotną sprawę przekazaliśmy w komunikacie z sierpnia ubiegłego roku – powiedział przewodniczący podkomisji ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego prof. Kazimierz Nowaczyk, który był gościem red. Doroty Kani w programie "Koniec Systemu" w Telewizji Republika.
– Czasami te przekazy naszej podkomisji są trudne do odczytania, bo wydaje się, że mówimy o rzeczach bardzo szczegółowych i ich przekaz nie jest jednoznaczny, wyraźny. W takim komunikacie musimy ważyć słowa – podkreślił gość programu.
JAK BYŁ NAPROWADZANY PREZYDENCKI SAMOLOT?
– Jeżeli chodzi o katastrofę smoleńską to już w kwietniu tego roku został opublikowany materiał podkomisji, który wszystkim gorąco polecam. Jest on do obejrzenia w Internecie. To jest film w którym przedstawiona jest skończona analiza nawigacji podejścia samolotu Tupolew 154M do lotniska w Smoleńsku i porównanie tego z tym, jak był sprowadzany samolot IŁ-76, który wcześniej próbował lądować w Smoleńsku. Na podstawie analizy dokonanej przez nawigatorów wojskowych, którzy są członkami naszej podkomisji pokazany jest bardzo wyraźnie sposób w jaki był naprowadzany Tupolew. Samolot Tu-154M był naprowadzany zupełnie inaczej niż IŁ-76. Gdyby nie było innych zdarzeń po drodze to samo to naprowadzanie doprowadziłoby do katastrofy tego samolotu. On był naprowadzany kilometr bliżej na pas niż w rzeczywistości było lotnisko w Smoleńsku. Cały czas była skracana odległość podawana pilotom. Tak samo kąt podejścia, ostrzejszy kąt podejścia był również podany naszym pilotom. Piloci byli przekonani i szli na nieistniejący pas, który zaczynał się według naprowadzania samolotu kilometr wcześniej niż rzeczywiste lotnisko w Smoleńsku – wskazał profesor.
CO WYNIKA Z OSTATNICH PRAC PODKOMISJI?
– Skrzydło składa się z paru części. Przed skrzydłem, przy lądowaniu wysuwa się taka część – skrzela. To jest pierwsza część skrzydła, która musiałaby uderzyć w drzewo. W wyniku bardzo szczegółowych prac, setek zdjęć, odnaleźliśmy wszystkie fragmenty tego slotu. Złożyliśmy je razem i tam nie ma miejsca przez które mogłaby przejść brzoza. Nie ma śladu uderzenia w brzozę. To znaczy, że ten slot musiał być zniszczony wcześniej. Na to mamy jeszcze parę innych dowodów, ale ten jest dowodem decydującym. Od tego momentu możemy mówić, że to nie brzoza zniszczyła to skrzydło, tylko że zdarzyło się to w wyniku zupełnie innej przyczyny – stwierdził przewodniczący podkomisji ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego.
– My badamy i staramy się odnaleźć te obszary, które są wiarygodne. Bardzo mało jest takich rzeczy, które są wiarygodne. Według opinii ośrodków zagranicznych mamy bardzo wąskie pole do działania. Twierdzą oni, że jeżeli te zapisy czarnych skrzynek przebywały przez parę dni w rękach Rosjan to są one zupełnie niewiarygodne – zakończył profesor.