Prof. Nowaczyk: Komisja Millera tylko się przyglądała pracy rosyjskich śledczych
– Cześć zdjęć komisja wykonywała zupełnie bez przygotowania, nie tym sprzętem, nie w ten sposób. To były zdjęcia amatorskie, wykonywane bardziej zabawką niż aparatem fotograficznym, zupełna amatorszczyzna (…) Komisja Millera nie wykonywała własnych badań miejsca katastrofy, tylko przyglądali się pracy śledczych rosyjskich (…) nie wykonywała pewnych działań, które są oczywiste przy tego typu katastrofach, jak np. sekcja zwłok. Już nie mówię o dotarciu do wraku, nie mówię o badaniu części tego wraku. Nie badano wraku, tylko potem prokuratorzy się zjawili – powiedział w programie „W Punkt” prof. Kazimierz Nowaczyk, wiceprzewodniczący podkomisji ds. zbadania katastrofy smoleńskiej.
Prof. Nowaczyk powiedział w TV Republika, że został przeprowadzony audyt w wielu miejscach, dzięki czemu ciągle napływają dokumenty związane z katastrofą smoleńską. Jak dodał, w tej chwili ciężko powiedzieć, które informacje mają istotne znaczenie, ponieważ wykaże to dopiero odpowiednie zestawienie. – Komisja Millera miała pełne zapisy polskiej skrzynki ATM, zapisy, które zostały później zmienione. Część z nich odrzucono i nie analizowano tych zapisów tego rejestratora – stwierdził.
Cel: wyjaśnienie przebiegu katastrofy smoleńskiej
Wiceprzewodniczący podkomisji ds. zbadania katastrofy smoleńskiej ocenił, że jej zadanie polega na wyjaśnieniu przebiegu katastrofy oraz próbie jej odtworzenia, a nie odnoszeniu się do raportu Jerzego Millera. Prof. Nowaczyk zapowiedział także, że sama podkomisja podzieli się później na specjalne zespoły badawcze: lotnictwa i awioniki, medycyny, prawa i dokumentacji, konstrukcji samolotu i spraw dot. symulacji. – Na razie komisja będzie pracowała razem, ponieważ materiały należy podzielić na poszczególną tematykę. Kolejny etap to praca zespołów i potem będziemy korzystać już z ekspertów, laboratoriów – dodał.
"Zupełna amatorszczyzna"
Prof. Nowaczyk stwierdził także, że 10 kwietnia 2010 roku mnóstwo osób wykonywało zdjęcia, co ma istotne znaczenia. Jak dodał, komisja Millera także je robiła, ale dopiero później i dlatego nie ma ich z tego dnia. Według niego zdjęcia powinny być zrobione natychmiast, – Komisja zrobiła to w niewielkim stopniu. Dokumentacja tego dnia jest niewielka w komisji Millera. Cześć zdjęć komisja wykonywała zupełnie bez przygotowania, nie tym sprzętem, nie w ten sposób. To były zdjęcia amatorskie, wykonywane bardziej zabawką niż aparatem fotograficznym, zupełna amatorszczyzna – ocenił.
"Zginęła cała elita państwa"
Wiceprzewodniczący podkomisji powiedział również, że wszystkie uchybienia raportu Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych zostaną wyszczególnione w specjalnym komunikacie, który będzie uzasadniał powołanie nowej podkomisji. Według niego, komisja Millera nie wykonała podstawowych zadań. – Ta katastrofa była wyjątkowa, zginęła cala elita państwa, całe dowództwo wojska. Analizę zachowania się służb polskich przeprowadzono do 36. pułku lotniczego. Można odnaleźć analizę komisji holenderskiej. Tam zostały prześledzone wszystkie służby oraz ich działanie i koordynacja. Tego tutaj nie zrobiono. Przy takiej katastrofie zrobienie audytu tych służb jest konieczne – powiedział.
Kim jest Frank Taylor?
Prof. Nowaczyk przybliżył również postać Franka Taylora, który jest członkiem nowej podkomisji. Jak powiedział, to bardzo doświadczony badacz katastrof lotniczych, który zostanie poproszony o wsparcie w badaniu wielu obiektów. – Taylor badał m.in. wypadek lotniczy, gdzie samolot został zestrzelony przez rakietę i zniszczony w pobliżu Włoch. Tam badania zostały wznowione i był w komisji, która badała tę sprawę. Ma współpracowników, kontakty, to będzie bardzo szerokie wsparcie, które uznamy w tych badaniach – dodał.
"Musimy ocenić wiarygodność tych dokumentów"
Wiceprzewodniczący stwierdził także, że komunikaty na temat postępu prac będą uzależnione od tego, jak ważne rzeczy zostaną wyjaśnione w międzyczasie. Jak dodał, obecnie komisja jest przytłoczona ilością dokumentów.
– Jeszcze nie przywykłem do nowej miary objętości dokumentów, czyli jednego kartonu. To są tysiące stron, które muszą zostać sklasyfikowane. Musimy ocenić wiarygodność tych dokumentów, co jest zadaniem bardzo trudnym. Zadaniem, które wymaga od nas bardzo dużej czujności. Jak wiemy, są dokumenty wśród tych, które się tam znajdują, które są wręcz zafałszowane – zakończył.