Gościem red. Doroty Kani w programie Dziennikarski Poker był prof. Aleksander Nalaskowski.
Wicepremier Gowin chce zmienić prawo o szkolnictwie wyższym w reakcji na sprawę wykładowczyni, która odeszła z pracy na znak protestu. Chodzi o socjolog, prof. Ewę Budzyńską. Zmiany będą dotyczyły poszanowania aksjologii państwa i wychowania młodzieży w odpowiednich wartościach
– Ja tę propozycję rozumiem jako dość osobliwą, ale nie dlatego, że ona zaistniała, tylko dlatego że odczytuję przez nią do jakiego stanu doszliśmy. Wolność słowa, swoboda poglądów zwłaszcza samodzielnych pracowników nauki, a takim samodzielnym pracownikiem nauki jest każdy od doktora habilitowanego wzwyż, to znaczy ma prawo do własnych, autorskich wykładów. Taka wolność słowa i swoboda prezentowania wyników własnych badań jest podstawą Uniwersytetu, tej genialnej i zupełnie niepowtarzalnej idei Uniwersytetu. Jeżeli musimy to specjalnie dekretować, jeżeli dekretujemy to, że wolno na uniwersytecie korzystać z wolności słowa, to znaczy że doszliśmy do stanu jakiejś totalnej patologii. Samo zaistnienie takiej ustawy, ja nie twierdzę że ona jest zła, w każdym razie mam pewne wątpliwości, to samo zaistnienie tej ustawy pokazuje nam w którym miejscu jesteśmy, że tak naprawdę wszystko zasługuje już chyba na wyburzenie i budowanie od nowa. To oczywiście taka radykalna i metaforyczna wizja, ale to jest niepokojące- powiedział Nalaskowski.
– To jest miecz obosieczny. To jest tak, jak z cenzurą było na początku lat '90, po przełomie '89 roku, po renowacji Polski było tak, że zniesiono cenzurę. Myśmy wszyscy naiwni myśleli, mówię o belfrach, że nareszcie młodzież sięgnie po Konwickiego, po Herlinga- Grudzińskiego, że pojawią się zakazane filmy takie jak "Łowca Jeleni". Tymczasem pierwsi na tym skorzystali producenci pornografii i ona przede wszystkim była głównym beneficjentem zniesienia cenzury.
Pierwsi skorzystali na tym przede wszystkim byli esbecy, bo zaczęli tworzyć różnego rodzaju spółki i zaczął ukazywać się paskudny tygodnik Urbana z elementami pornografii...
– Uważam, że ta ustawa jest o tyle dobra, że być może zabezpiecza takie osoby jak profesor Budzyńska czy Nalaskowski swojego czasu, Nalaskowski nie wykonał występku podłego na niwie akademickiej tylko felietonowej, a Pani Budzyńska była niesłuszna akademicko o czym donieśli studencki, bez żadnych dowodów. Więc myślę, że z jednej strony zabezpiecza takie osoby, a z drugiej strony otwiera szeroko wrota dla wszystkich innych i tutaj już wtedy się nie obronimy przed różnymi takimi nazwijmy to paradami równości na uczelniach, na sympozjach gejowskich, na wszelkiego typu nieprzyzwoitościach czy nawet jakiś skrzywieniach ideologicznych- ocenił prof. Nalaskowski.
Prof. Budzyńską mówiła po prostu jak funkcjonuje człowiek, jakie są prawa natury, mówiła dlaczego homoseksualizm jest wypaczeniem, że to się nie zdarza w naturze. To było podstawą do jej skrytykowania i skierowania wniosku o postępowanie dyscyplinarne wobec niej
– Tam był wniosek o ukaranie do Komisji Dyscyplinarnej, wnioskował rzecznik dyscyplinarny. Rzecznik jest przedstawicielem prawa na uczelni, w Toruniu jest to prawnik, profesor prawa i rzecznik ma obowiązek dostarczyć dowodów, zbadać sprawę. Czy rzecznik jest na tyle wszechwiedzący, że sam o tym rozstrzygnął? Gdzie są dowody? Ja przynajmniej dostarczyłem dowodów w postaci felietonu i był twardy dowód na mój podły występek, natomiast na prof. Budzyńską to był donos. Kto to udowodnił? Gdzie jest zapis z tego wykładu? Jak można na podstawie donosu, czyichś opinii, że ktoś się czuł niedobrze, że ktoś się "poczuł", zobaczył, dostrzegł, jak można na tej podstawie karać samodzielnego pracownika nauki, podzielającego wszelkie prawa akademickie. Tak postępuje prawnik? Mój rzecznik postąpił w sposób absolutnie wzorcowy. otóż uznał że nie jest wszechwiedzący i wysłał sprawę do biegłego sądowego, który dał mu podstawę z braku śladów przestępstwa. Czy takie działanie miało miejsce w sprawie prof. Budzyńskiej? Czy rzecznik sam rozstrzygnął?- pytał prof. Nalaskowski w Telewizji Republika.
Mamy kolejne postępowanie dotyczące prof. Agnieszki Popieli na Uniwersytecie Szczecińskim. Okazuje się, że była atakowana już od dłuższego czasu, nazywano ją "szczecińską prof. Pawłowicz"w negatywny znaczeniu. Jednym z zarzutów było to, że ma konserwatywne poglądy. Chodziło nie tyle o krytykę, ale o to, że musiała dać pieniądze prof. Grodzkiemu, lekarzowi.
– Tutaj znowu nikt nie broni Pani profesor, sprawa jest znowu u rzecznika dyscyplinarnego. To wydaje się byc takim posłusznym wykonywaniem polecenia Krajowej Rady Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Tam właśnie w tej uchwale, która była bezpośrednio w moim przypadku napisano że trzeba bezwzględnie karać dyscyplinarnie takie rzeczy i tam uczestniczyli w tym wszyscy rektorzy. To jest konferencja wszystkich rektorów, również rektorów uczelni katolickich, co pokazuje taki ciekawy dymek nad nimi. Powiedziałbym, ze w tej chwili mamy korzystanie z tej zachęty i poczucie bezkarności. Ja bym na miejscu Pani prof. Ewy Budzyńskiej nie odpuścił. Ona się zwolniła z pracy, czyli spełniła marzenie wszystkich swoich wrogów. Trzeba wziąć dobrego adwokata i rozjechać to bractwo, pokazać że tam są błędy prawne, rozjechać w sensie prawnym- skomentował prof. Aleksander Nalaskowski.