- Trump jednoznacznie mówi tak – w interesie Ameryki leżą silne państwa europejskie, z którymi chcemy utrzymywać kontakty handlowe i polityczne, natomiast silna Unia Europejska niekoniecznie leży w interesie USA. Wtedy UE staje się silnym konkurentem – państwa europejskie tak, wspólny rynek, handel, ale niekoniecznie Unia - mówi w rozmowie z portalem TelewizjaRepublika.pl amerykanista, prof. Zbigniew Lewicki.
TelewizjaRepublika.pl: Dziś na łamach „Gazety Polskiej Codziennie” dr Michał Kuź z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego przyrównał Donalda Trumpa do Ronalda Reagana, wykazując wiele podobieństw między dwoma prezydentami. Czy zgadza się Pan z takim porównaniem?
Prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista: Jest takie dobre francuskie powiedzenie, że porównanie nie jest argumentem i tutaj bym je zastosował. Ronald Reagan oczywiście był konserwatywnym prezydentem Partii Republikańskiej i taką samą cechę będzie miał zapewne Donald Trump, ale to są politycy o zupełnie innym doświadczeniu. Ronald Reagan był gubernatorem ogromnego stanu przez dwie kadencje, wcześniej ubiegał się już o prezydenturę, to był człowiek, który miał bardzo wyraźny program, wszyscy wiedzieliśmy, czego się po Ronaldzie Reaganie spodziewać. Trump jest enigmą – może być świetnym prezydentem, może być nieco gorszym, ale specjalnych podobieństw między nimi – na ten moment – nie dostrzegam, ani jeśli chodzi o karierę życiową, ani o wyznawane wartości.
Przywołał Pan enigmatyczność, nieprzewidywalność Trumpa. Czy jest to jedna z głównych przyczyn ataku wielu środowisk na nowego prezydenta USA, szczególnie mało przychylnych mu środowisk liberalno-lewicowych?
Na pewno Donald Trump jest wyzwaniem dla środowisk liberalnych i lewicowych, ponieważ nie przestrzega poprawności politycznej, co najbardziej drażni stronę liberalną. Natomiast jest człowiekiem, który do najwyższego środowiska doszedł w zupełnie niekonwencjonalny sposób, poprzez karierę biznesową, a samo to dla lewaków jest przekleństwem, bo jak można dorobić się pieniędzy. Próbują go dlatego zdyskredytować w oczach opinii publicznej ze stratą dla pozycji Ameryki, bo jeśli dyskredytuje się własnego prezydenta, jeśli nie uczestniczy się w uroczystościach inauguracyjnych, jeśli uważa się go za „nielegalnego prezydenta”, to wysyła się strasznie negatywny sygnał dla wszystkich na świecie. To osłabia nie prezydenta, tylko państwo. To jest zachowanie głęboko niepatriotyczne i jestem zaskoczony, że rozsądni nawet ludzie potrafią owczym pędem potępiać Trumpa.
Co oznacza wybór Trumpa dla Europy? Ostatnio w wywiadzie dla „The Sunday Times” Donald Trump mówił o formuła Unii Europejskiej jest czymś anachronicznym, co nieuchronnie się rozpadnie, poparł Brexit i podkreślił pewną historyczno-kulturową jedność krajów anglosaskich.
Trump jednoznacznie mówi tak – w interesie Ameryki leżą silne państwa europejskie, z którymi chcemy utrzymywać kontakty handlowe i polityczne, natomiast silna Unia Europejska niekoniecznie leży w interesie USA. Wtedy UE staje się silnym konkurentem – państwa europejskie tak, wspólny rynek, handel, ale niekoniecznie Unia. Dla nas może być to nie do przyjęcia – interes Europy polega na silnej Unii Europejskiej, a interes USA polega na tym, by do czynienia mieć z państwami, a nie tak silną organizacją. To normalna różnica w punktach widzenia.
W kwestii rosyjskiej w środowisku Trumpa pojawiają się rozbieżne opinie – sam Trump nie jest jednoznacznie nieprzychylny Rosji, Tillerson tydzień temu ostro atakował Rosję.
W interesie świata leży, by Moskwa i Waszyngton miały dobre kontakty, ale nie leży w interesie świata, by te dwa państwa zgodnie nim współrządziły. Jeżeli mają dobre kontakty, rozmawiają i konkurują ze sobą, to bardzo dobrze – gorzej, gdyby dogadały się ze sobą np. w kwestii stref wpływów. Takie podejście do Rosji, że rozmawiamy, ale mamy inne poglądy, inne interesy, wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem i na razie na to się zanosi, szczególnie że ci, którzy są podejrzewani o rusofilię na pewno zrobią bardzo dużo, by takie podejrzenia od siebie odsunąć.
Mówiło się dużo, że to Polonia przeważyła szalę zwycięstwa w listopadowych wyborach na korzyść Trumpa. Czy z uwagi na to Polacy będą mogli liczyć na różnego rodzaju korzyści, szczególnie w poruszanej od wielu lat kwestii ruchu bezwizowego?
Absolutnie nie. Po pierwsze sprawa wizowa leży w rękach Kongresu, a nie prezydenta. Po drugie, wizy zostaną zniesione wtedy, kiedy Polacy w swojej grupie, nie mówiąc o nikim konkretnie, przestaną próbować oszukiwać konsulów amerykańskich. Jeżeli my, jako naród, przestaniemy chodzić do ambasady i prosić o wizę, mówiąc, że „chcę jechać zobaczyć Wielki Kanion”, a każdy widzi, że „chcę jechać do Chicago, żeby na lewo zarabiać”, to takie są konsekwencje. Jakaś grupa nieodpowiedzialnych i naiwnych ludzi psuje nam opinię i dlatego spójrzmy do lustra, a przez szybę na Amerykę.