Prof. Baden: Gdy trumny przyleciały do Polski, rodziny nie mogły ani ich otworzyć, ani zbadać czy zidentyfikować szczątków. To bardzo nietypowe
- Pośpiech, w jakim ciała były badane i składane do trumien nie pozwolił na przeprowadzenie właściwych badań i zapewnienie, że w trumnie są szczątki osoby wskazanej w opisie. Ważne jest również stwierdzenie, czy na ciałach znajdowały się obrażenia pozwalające wskazać przyczynę wypadku lotniczego. Bardzo nietypowe było, że gdy trumny przyleciały z Rosji do Polski, rodziny nie mogły ani ich otworzyć, ani zbadać, ani zidentyfikować szczątków. W normalnych okolicznościach fakt, że trumny zostały zaspawane nie oznacza, że rodziny nie mogą ich otworzyć. Tak stałoby się w USA - powiedział w specjalnym wydaniu programu "W punkt" prof. Michael Baden, wybitny amerykański patolog sądowy, zaangażowany w sprawę wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej.
"Zaspawanie trumien nie oznacza, że rodziny nie mogą ich otworzyć"
Prof. Michael Baden, amerykański patolog sądowy, postać niezwykle ceniona w świecie nauki, badający największe katastrofy lotnicze. Prof. Baden jest jednym z ekspertów współpracujących z podkomisji smoleńską. Tematem głównym rozmowy z patologiem były bulwersujące informacje, które pojawiły się przy ekshumacjach ofiar katastrofy smoleńskiej.
- Byłem podczas badań niektórych szczątków. Niestety, kiedy Rosjanie wkładali te ciała do trumien niektóre zwłoki zostały pomylone, więc trumny nie zawierały szczątek osób, które były wyszczególnione w spisie - powiedział prof. Baden. Patolog dodał, że o sprawie pomylenia ciał informował polskie władze. - Było to tematem rozmowy z polskimi władzami 2 lub 3 lata temu. Pośpiech, w jakim ciała były badane i składane do trumien nie pozwolił na przeprowadzenie właściwych badań i zapewnienie, że w trumnie są szczątki osoby wskazanej w opisie. Ważne jest również stwierdzenie, czy na ciałach znajdowały się obrażenia pozwalające wskazać przyczynę wypadku lotniczego. Bardzo nietypowe było, że gdy trumny przyleciały z Rosji do Polski, rodziny nie mogły ani ich otworzyć, ani zbadać, ani zidentyfikować szczątków. W normalnych okolicznościach fakt, że trumny zostały zaspawane nie oznacza, że rodziny nie mogą ich otworzyć. Tak stałoby się w USA.
"Przebieg wypadków może powodować błędy"
- Zawsze, kiedy dzieje się wielka tragedia, jest wiele ofiar śmiertelnych, jest nacisk, by pochówki nie trwały zbyt długo. W tym przypadku faktycznie poświęcono zbyt mało czasu na badanie i identyfikację ciał. Gdy ciała trafiły już do Polski nie było powodów, by powstrzymać się od przebadania szczątek przez rodziny. Tak więc winę za część tych pomyłek możemy złożyć na sytuację, jaka panuje po wielkiej tragedii. W takiej sytuacji, przebieg wypadków może powodować błędy - tłumaczył profesor.
Profesor Baden na razie nie chce stawiać przedwczesnych wniosków. Na pytanie Aleksandra Wierzejskiego, czy obrażenia ofiar wskazywać mogą na wybuch na pokładzie prezydenckiego Tupolewa, amerykański patolog odpowiada: Myślę, że na to pytanie znajdziemy odpowiedź, gdy zakończymy wszystkie badania rezultaty zostaną w poprawny zanalizowane. Przedwczesnym byłoby wysnuwanie wniosków. Jesteśmy na etapie zbierania faktów, kto jest w jakiej trumnie, jakie odniósł obrażenia, co mówią zdjęcia rentgenowskie. Dopiero po zakończeniu tego etapu możemy przystąpić do wyciągania wniosków. - Trudno powiedzieć, jak długo potrwają badania. Ciała są w różnych miejscach, pracuje wiele zespołów. To na pewno zajmie sporo czasu - dodał profesor.
"Rodziny mogą nareszcie poczuć ulgę"
Pytany o to, czy coś w sprawie badania tej katastrofy zaskoczyło go, amerykański patolog odpowiada: - Tak, myślę, że polscy lekarze, kryminolodzy zaangażowani w badania są bardzo profesjonalni. Robi wrażenie, jak dużo czasu, wysiłku i wiedzy wkładają w każdy przypadek identyfikacji ciała i każdego dowodu, który wiedzie nas do przyczyn katastrofy. - Brałem udział w dziesiątkach badań katastrof i każda jest inna, uwzględnia inne aspekty. Zdarza się, że w śledztwie są popełnione pomyłki i trzeba je naprawiać, właśnie przez ekshumacje. Tak czasem bywa. Miałem do czynienia z wybuchami na pokładzie, badałem samoloty, które uległy katastrofie z powodu złej pogody i takie, w których przyczyny pozostają nieznane - podkreślił Michael Baden.
- Dwie rzeczy na pewno się dzieją. Pierwsza dotyczy badania zwłok. Rodziny mogą nareszcie poczuć ulgę. Wiedzą, kto spoczywa w rodzinnym grobie. Jeśli na ciałach są metalowe elementy lub chemiczne zmiany, które wskazują na wybuch, można je rozpoznać po wielu latach, ale ten proces musi potrwać. Polscy kryminolodzy i śledczy będą mogli przeanalizować wszystkie dane, by stwierdzić, czy stało się coś nadzwyczajnego w tym samolocie. Powtarzam jednak, że muszą takie badanie potrwać - zakończył prof. Baden.