Jeszcze kilka miesięcy temu oskarżał rządzących, że za nic mają protestujących przeciwko ich poczynaniom obywateli. On, Tusk, zapewniał, że "taki nie będzie". Niektórzy mu uwierzyli. Byli to ci, którzy nie pamiętali jego pierwszych rządów. Nie pamiętali Tuska butnego, aroganckiego, który z pogardą traktował np. związkowców, a jak pogarda nie "wystarczała" to i środki przymusu bezpośredniego miał na podorędziu. Teraz Tusk jest dokładnie taki sam.
Pogardę, bezczelność, arogancję myli Tusk, a także jego zwolennicy, z siłą. "Siłą" demonstrowaną wobec współrodaków, bo na postawienie się zagranicznym partnerom jakoś już go nie stać. Dla nich ma tylko serwilistyczny uśmieszek i stanie na baczność.
O tym, jak Tusk odnosi się do problemów zwykłych ludzi pokazuje najlepiej jego stosunek do rolniczych protestów, a zwłaszcza do głodujących kolejny dzień w Sejmie związkowców z "Orki". Tusk od wielu dni odmawia spotkania się z tymi rolnikami, twierdząc, że nie są dla niego "grupą reprezentatywną". Pełen pogardy stosunek "arystokraty" z Sopotu do "gminu" nie zmienia nawet pogarszający się stan zdrowia protestujących rolników, którzy proszą tylko o jedno - by pan Tusk się z nimi spotkał. Tusk kategorycznie odmawia, "życząc" dziś malejącej grupie rolników (trzech z nich trafiło do szpitala)... "dobrej kondycji".
"Ta polityczna manifestacja w Sejmie to nie jest obrona interesów rolników, tylko polityka. I trudno mi wziąć odpowiedzialność za działania moich politycznych oponentów. Niech oni biorą za siebie odpowiedzialność, tak jak ja biorę za siebie" – zakończył "pan premier".
To już nawet nie jest bezczelność - to zdziczenie.