Takiej uroczystości zaprzysiężenia nowej ekipy rządowej jeszcze w Pałacu Prezydenckim nie było. Śmiechy, wręcz rechot towarzyszący na przykład składaniu przysięgi przez Sławomira Nitrasa (przypomnijmy: ministra sportu), kuriozalne podkreślanie feminatywów przez jedną z "ministr" Tuska, pustosłowie samego Tuska - przywódcy tej kliki - z jednej strony, i poważne wystąpienie jedynego polskiego polityka i patrioty na tej uroczystości - Pana Prezydenta RP Andrzeja Dudy.
Prezydent mówił o sprawach zasadniczych dla bezpieczeństwa państwa i jego obywateli. Mówił o potrzebie kontynuacji działań mających te bezpieczeństwo zwiększyć. Andrzej Duda podkreślił też, że jako głowa państwa będzie o to zabiegał. Prezydent wyraził nadzieję na współpracę - zwłaszcza z ministrami resortów, których działania dotyczą bezpośrednio także sfery jego konstytucyjnych uprawnień; przypomnijmy, że chodzi tu przede wszystkim o obronę narodową i politykę zagraniczną. Słowa prezydenta rozbiły się o mur pustosłowia Tuska, który nie powiedział nic merytorycznego, usiłując, coraz bardziej niezdarnie, grać na emocjach. Wystąpienie "premiera" skierowane było wyraźnie nie do głowy państwa, ale jego wyznawców - rozmaitego sortu kodomitów, silnych razem i "obywateli RP".
Nikt, także sam prezydent nie ma złudzeń, co do tego, jak będzie wyglądała "współpraca" głowy państwa z czasowo administrującą Polską kliką Tuska. Sama nominacja Sikorskiego świadczy o "dobrej woli" ze strony Tuska do takiej "współpracy". Zacznie się festiwal nienawiści i hejtu, a w tym klika dawnego (?) "człowieka Moskwy w Warszawie" jest bardzo dobra.
Ale bez złudzeń, panie Tusk, to już nie jest rok 2007, a tym bardziej 2010. Wkrótce pan i pana protektorzy się o tym przekonacie!