Polskie medalistki specjalnie dla TV Republika: Wiedziałyśmy, że to musi być najlepszy bieg w karierze
Gośćmi Ryszarda Gromadzkie były Joanna Leszczyńska i Agnieszka Kobus, brązowe medalistki igrzysk olimpijskich.
– Ruszyłyśmy od startu jak torpedy, na końcu trochę zabrakło sił, przez długi czas prowadziłyśmy. Szkoda złotego medalu, do srebra zabrakło pół sekundy, do złota jedną. Nie ma co gdybać, cieszymy się z tego co zdobyłyśmy, to duży sukces – stwierdza Agnieszka Kobus.
"Kłótnia czasem potrafi rozładować atmosferę"
Wioślarki mówiły o dalekosiężnych planach. – Jesteśmy młoda osadą, ale nie wiemy co trener ma w głowie. Fajnie by było sprawdzić się na następnych igrzyskach olimpijskich. Wracając do finałowego biegu, byłyśmy bardzo skoncentrowane, były starty które bardziej nas stresowały. Stanęłyśmy na starcie, rano wiedziałyśmy, że musimy pojechać najlepszy bieg w karierze. Między nami jest chemia, łódka czuje jak jest indywidualność, musimy myśleć tak samo – mówi Joanna Leszczyńska.
– Mimo wszystko czasem się kłócimy, nie może być zawsze idealnie. Kłótnia czasem potrafi rozładować atmosferę – dodaje Agnieszka Kobus.
Sceneria była piękna, chciało się wiosłować
W trakcie trwania igrzysk prasa zwracała uwagę na niedociągnięcia ze strony organizatorów. – Wioska co prawda nie była hotelem 5 gwiazdkowym, ale my z naszej perspektywy nie mamy na co narzekać. Wszystko było bardzo dobrze zorganizowane, co prawda wyścigi były przesuwane, ale głównie przez deszcz, na co nie maja wpływu organizatorzy. Sceneria była piękna, chciało się wiosłować. To był jeden z piękniejszych torów na którym byłam – mówiła Agnieszka Kobus.
Zawodniczki wiele zawdzięczają trenerowi Marcinowi Witkowskiemu. – Trener Witkowski jest najlepszym trenerem z jakim współpracowałam. Ma on na nas taki sposób, że trzyma nas krótko, bo jak trochę da luzu to wejdziemy mu na głowę. Zdarza mu się, że krzyknie i to nawet nie czasami, ale myślę, że to zaprocentowało. Moi rodzice wychowali mnie w duchu sportowym, mama miała do czynienia z wioślarstwem. Kiedyś wpadłam w marazm związany z jesienią, chciałam jakoś zapełnić nudne wieczory, mama zaprowadziła mnie do klubu. Zdarzało się, że ma się dosyć, ze chciałoby się mieć trochę bardziej normalne życie. Ale rodzina i przyjaciele namawiają, że warto zostać. Dzisiaj im dziękuję za te wszystkie dobre rady – opowiada Joanna Leszczyńska
Swoje chwile zwątpienia miała również Agnieszka Kobus - Po tym jak nie pojechałam na poprzednie igrzyska do Londynu chciałam rzucić sport. Pomógł mi mój chłopak. Trzeba być cierpliwym i czekać na swój moment – zdradza wioślarka.