Osiem osób, w tym dwóch policjantów, zostało oskarżonych o udział lub współudział w uprowadzeniu rzeszowskiego biznesmena; Porwanie mieli zlecić dwaj inni przedsiębiorcy.
Akt oskarżenia w tej sprawie skierowała we wtorek do Sądu Rejonowego w Rzeszowie tamtejsza prokuratura rejonowa.
Jak poinformował zastępca szefa rzeszowskiej prokuratury Łukasz Harpula uprowadzony przedsiębiorca Daniel S. był najpierw psychiczne zastraszany przez porywaczy, a później przewieziony do notariusza, aby podpisał różne dokumenty.
Tam uprowadzony przedsiębiorca, korzystając z chwilowej nieobecności porywaczy, poprosił na piśmie notariusza o wezwanie policji. Po przyjeździe funkcjonariuszy odzyskał wolność.
Harpula wyjaśnił, że spółka, której prezesem jest porwany biznesmen jest powiązana z dwoma przedsiębiorcami z Rzeszowa Mirosławem M. i Ryszardem P. - zleceniodawcami porwania. Spółka kierowana przez Daniela S. miała być dłużna przedsiębiorcom około 41 mln zł.
W śledztwie ustalono, że obaj biznesmeni chcąc odzyskać od mężczyzny swoje pieniądze skontaktowali się ze znajomym księdzem z Warszawy, który z kolei skontaktował ich z przedsiębiorcą z Żyrardowa Rafałem K. Wspólnie uznali, że skutecznym sposobem na odzyskanie długu będzie zastraszenie biznesmena przez policjantów.
Rafał K. poprosił o pomoc w zorganizowaniu akcji znajomego oficera z Komendy Stołecznej Policji Zbigniewa G., a ten zaangażował w sprawę znajomą Annę Z., a także prywatnego przedsiębiorcę z Wołomina. Dzięki Annie Z. do sprawy dołączyli jeszcze trzej mężczyźni z Pomorza: Arkadiusz B., Ireneusz R. i policjant z Tczewa Leszek Z.
Ci trzej mężczyźni oraz Rafał K. we wrześniu 2014 r. udając funkcjonariuszy CBŚ uprowadzili biznesmena sprzed przedszkola w Rzeszowie, gdzie mężczyzna odprowadził swoje dziecko. Skuli mężczyznę kajdankami i wywieźli poza miasto. Mieli go tam straszyć więzieniem i konsekwencjami prawnymi, oraz zmuszać do podpisania u notariusza dokumentów. Na ich podstawie zleceniodawcy mogliby odzyskać swoje pieniądze.
Według ustaleń porywacze nie stosowali wobec porwanego fizycznej przemocy, poza skuciem kajdankami; wywierali na niego presję psychiczną, np. pokazując kaburę z bronią, czy nakładając na dłonie czarne rękawiczki.
Prokurator dodał, że czujność Daniela S. obudziło zachowanie porywaczy; zaczęli oni bowiem bardziej straszyć porwanego biznesmena, gdy ten chciał złożyć wyjaśnienia w prokuraturze na temat swojego długu. „Wówczas mężczyzna zaczął coś podejrzewać i zgodził się na wizytę u notariusza” – mówił prokurator.
Po przyjeździe do notariusza, u którego czekały już przygotowane do podpisu dokumenty, uprowadzony korzystając z chwilowej nieobecności porywaczy, na kartce napisał notariuszowi prośbę, by ten wezwał policję. Po przyjeździe policji, porywacz, który był razem z pokrzywdzonym w kancelarii, pokazał funkcjonariuszom policyjną odznakę i korzystając z zamieszania uciekł.
Porywcze zostali oskarżeni o pozbawienie wolności uprowadzonego mężczyzny, usiłowanie wymuszenia rozbójniczego, a trzech z nich także o podszywanie się pod policjantów. Pozostałym podejrzanym zarzucono zlecenie całego procederu.
Wszyscy oskarżeni wyrazili chęć dobrowolnego poddania się karom. Ich wymiar ustalony z prokuraturą to pozbawienie wolności na okres od 2 lat do 2 lat i 3 miesięcy w zawieszeniu na okres od 2 do 6 lat. Ponadto mieliby także zapłacić grzywny w wysokości od 3 do 15 tys. zł.
Harpula dodał, że wszyscy też wyrazili żal z powodu porwania.
Dwaj oskarżeni policjanci początkowo zostali zwieszeni w czynnościach; obecnie żaden z nich nie pracuje już w policji.