Pod listem otwartym do premiera Mateusza Morawieckiego o wstrzymanie odstrzału dzików podpisało się ponad tysiąc naukowców, a oprócz fachowców na liście są m.in.: górnicy, psychologowie, językoznawcy i prawnicy. Tymczasem nawet podpisani pod listem naukowcy przyznają, że nie wiedzą, ile jest dzików. Na wszelki wypadek chcą wstrzymania odstrzału, przenosząc ryzyko i koszty na rolników.
List 300 naukowców wzbudził wielką sensację. Wielu Polaków broniących dzików podaje go jako opinię przeciwko odstrzałowi dzików, który potępiać miały nawet Unia Europejska i jej agencja ds. bezpieczeństwa żywnościowego EFSA. Tymczasem nie do końca jest to dobre rozumienie. „Kwestia odstrzału dzika jako elementu strategii zwalczania ASF jest oczywista i stosowana od wielu lat. W naszym liście chcieliśmy przede wszystkim zwrócić uwagę, że problem ekspansji ASF wynika głównie z działań człowieka, a odstrzały jak dotąd nie dały oczekiwanych rezultatów” – poinformował nas twórca listu prof. Krzysztof Schmidt z PAN.
Naukowcy wiedzieli również, że EFSA rekomenduje odstrzał, a nawet wiedzą, iż są badania naukowe mówiące o tym, że wpływ płoszenia przez myśliwych jest mały. Ich zdaniem pomijał on jednak istotne czynniki, a także możliwe błędy ludzkie. „Nie da się wykluczyć, że nawet dobrze zaplanowane polowanie przyczyni się do rozprzestrzeniania choroby. Z tego powodu w naszym rozumowaniu pominęliśmy kwestię odstrzału jako jednego z elementów walki z ASF” – pisze nam prof. Schmidt. Czy oznacza to, że powinniśmy całkowicie zrezygnować z polowań, jak chcą tego Polacy masowo podpisujący się pod petycją? Nie. „Pewnie zostaliśmy źle zrozumiani, ale tak naprawdę, proszę zauważyć, że to ministerstwo wysyła jakieś nieprzemyślane i niezrozumiałe sygnały wprowadzające społeczeństwo w konsternację, z których musi się potem wycofywać. Podkreślam – apelowaliśmy o wstrzymanie decyzji o odstrzałach, ale w celu przemyślenia całej strategii, aby nie było za późno na zapobiegnięcie nieodwracalnym skutkom” – tłumaczy prof. Schmidt.
Zdaniem naukowców dziki w wyniku polowań mogą wyginąć. Tyle tylko, że nie my jedyni próbowaliśmy wytrzebić to zwierzę. Nigdzie się to nie udało. „Najbardziej drastyczne i wyrafinowane metody, nastawione na zupełną eliminację wszystkich zwierząt, stosowano wobec inwazyjnych dzików i zdziczałych świń domowych. W ich przypadku radykalną redukcję – wynoszącą przykładowo na pewnych obszarach Australii aż 80 proc. populacji – osiągano, stosując strzelanie z helikopterów, wymyślne pułapki i polowania ze specjalnie wyszkolonymi psami. Niestety efekty były dość marne – już rok później odnotowano regenerację populacji do 77 proc. wyjściowej liczebności” – czytamy na portalu CenyRolnicze.pl. Dość kontrowersyjną sprawą wydaje się również to, że mówimy o wstrzymaniu odstrzału, a tak naprawdę nie wiemy, ile jest dzików w Polsce. Przyznaje to jeden z biologów podpisanych pod listem naukowców, który twierdzi, że statystyki są niewiele warte. „Afera dotycząca dzika prowadzi do pytania: ile ich jest? Odpowiem: nie wiemy! Żaden leśnik ani myśliwy w PL nie umie liczyć zwierząt naukowymi metodami! GUS publikuje fikcję. To bardzo trudna dziedzina, wymaga statystyki, nie wąsów i fuzji” – napisał na Twitterze dr Żmihorski. Problem jest jednak taki, że jak wyjaśnia nam prof. Schmidt, dane o liczebności dzików naukowcy wzięli właśnie z… GUS. Mało tego, jego zdaniem dzików mieliśmy 88 tys., a odstrzeliliśmy w ubiegłym roku 364 tys. osobników. To całkowicie niemożliwe z punktu widzenia biologii dzika. Inny twórca listu prof. Rafał Kowalczyk twierdził, że ich przyrost roczny to ok. 200 proc.
Warto również wspomnieć szerzej o naukowcach podpisanych pod apelem. Wczoraj lista liczyła 1043 osoby, ale duża część z nich w swojej pracy naukowej nie ma żadnej publikacji o dzikach. Na liście znajdziemy specjalistów z najróżniejszych dziedzin, m.in. z: architektury, medycyny, filologii, prawa, socjologii, psychologii, chemii, geologii, geografii, fizyki, zarządzania i wielu innych.
CZYTAJ WIĘCEJ W DZISIEJSZEJ ,,GAZECIE POLSKIEJ CODZIENNIE''
Autor: Jacek Liziniewicz