Materiał dowodowy przekazany przez stronę rosyjską do Naczelnej Prokuratury Wojskowej, zawiera obok pistoletów i magazynków także łuski po wystrzelonych nabojach. Czy oznacza to, że na miejscu katastrofy smoleńskiej padły strzały z broni należącej do funkcjonariuszy BOR?
Biegli ustalili, że w lufach pistoletów znajdują się tzw. pozostałości powystrzałowe. Nie są jednak w stanie stwierdzić, kiedy ostatni raz strzelano z tej broni. Zdaniem polskich śledczych, rosyjskie ekspertyzy balistyczne, przesłane do Polski kilkanaście miesięcy temu, zawierają niejasności. Śledczy wystąpili do Rosjan o dodatkowe informacje, które pomogły bliżej przyjrzeć się sprawie.
Zdaniem byłego szefa BOR płk. Andrzeja Pawlikowskiego to niemożliwe, by broń wystrzeliła sama pod wpływem temperatury lub upadku. Mało prawdopodobne jest również, żeby łuski pochodziły z badań balistycznych przeprowadzonych w rosyjskim laboratorium już po katastrofie, ponieważ nie byłyby dołączone do materiałów dowodowych przesłanych stronie polskiej.
Odgłosy przypominające strzały z broni palnej tuż po katastrofie rządowego tupolewa zostały uwiecznione na słynnym amatorskim filmie „1:24”. Nagranie to zostało poddane analizie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a ekspertyza nie wykazała manipulacji obrazu i dźwięku.
Pistolety, magazynki i łuski po pociskach należące do funkcjonariuszy BOR trafiły w ręce polskich śledczych dopiero w czerwcu zeszłego roku – trzy lata po katastrofie.
Prokuratorzy wojskowi nie chcę ujawniać szczegółów sprawy.
– Sprawa broni łączy się ze strzałami, które słychać na filmie nakręconym tuż po katastrofie przez pracownika okolicznych warsztatów samochodowych w Smoleńsku. ABW ten film badała, po czym poinformowała, że nagranie nie zostało zmanipulowane, że film nagrano "longiem". Dlaczego więc Prokuratura nie zbadała tego, co ujawnia film, tym bardziej, że czterech rosyjskich milicjantów zeznało w śledztwie, że słyszeli strzały i to z broni krótkiej – komentowała sprawę w Telewizji Republika dziennikarka Anita Gargas.