- To doświadczenie całkowicie zmieniło moje życie - mówi ks. Piotr Glas o jednym z najstraszniejszych opętań, jakiego był świadkiem. Ujawnia tę historię po raz pierwszy w książce wywiadzie-rzece „Dzisiaj trzeba wybrać”.
Jak to się stało, że od tego doświadczenia zmiany, walki duchowej, Ksiądz przeszedł do egzorcyzmów?
Jak to mówią, egzorcystą się nie chce być.
Przynajmniej nie chce tego nikt w pełni normalny…
Znam księży, którzy bardzo chcieliby nimi być, bo to pewien prestiż, jakiś tytuł, coś nadzwyczajnego, jakaś szczególna moc. Tak ludzie nas odbierali i odbierają. Nie na tym to jednak polega. Zgłaszają się do mnie księża z prośbą o szkolenie, bo by bardzo chcieli zostać egzorcystami. Ja im wtedy odpowiadam: „Chłopie, nie musisz, to się nie pchaj”.
Ja się w każdym razie do tego nie pchałem. W naszej diecezji nie było przez lata egzorcysty i nikt się tym nie przejmował. Pewnego dnia, o czwartej nad ranem Pan Bóg przysłał do mnie młodego człowieka. Myślałem, że pijany albo potrzebuje pomocy, ewentualnie chce pieniędzy na taksówkę. Ale on chciał czegoś innego. Wszedł na plebanię, usiadł na podłodze i oznajmił, że nie wyjdzie, dopóki mu nie pomogę. Byłem w szoku. Wziąłem go do kaplicy i zacząłem się modlić.
Nie wiem, czy zdążyłem powiedzieć choć jedną modlitwę, gdy zaczęły się dziać koszmarne rzeczy. Jego oczy zrobiły się straszne. Zdemolował mi całą kaplicę. Miał taką siłę, że rzucił mnie na ziemię (a mam blisko dwa metry wzrostu i jestem słusznej budowy). Nie mogłem wstać. Potem wziął olej do świec, zaczął nim lać gdzie popadnie i krzyczeć: „Cały ten burdel spalę”. Byłem tak przerażony, że nie wiedziałem, co zrobić. Myślałem tylko, że jak mnie znajdą zakrwawionego, zabitego, a dom spalony, to media od razu napiszą, że chciałem się do kogoś dobrać i że on w samoobronie mnie zabił. Taki scenariusz stanął mi przed oczami.
Media miałyby o czym pisać…
Nagłówki byłyby fantastyczne. Najbardziej żal mi było moich rodziców. Chłopak szalał, a ja się zastanawiałem, jak oni by to przeżyli, gdyby on rzeczywiście zrobił mi krzywdę. W pewnym momencie złapał obraz Pana Jezusa Miłosiernego, nabił go na mnie, tak że ramki zostały mi wokół brzucha, a sam obraz wypadł. Na szczęście nie było szkła. „I gdzie jest ten twój Jezus Miłosierny, gdzie On jest? Niech ci teraz pomoże” – wrzeszczał. I wtedy pchnął mnie na ziemię, ja upadłem, a on wziął świecznik. „Teraz cię tu zabiję. Znajdą cię dzisiaj rano” – powiedział jeszcze. Wtedy zadałem sobie pytanie: „Panie Jezu, czy to już koniec?”.
Jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mi: „Dostań się do tabernakulum i wyjmij Hostię”. Ale tabernakulum było zamknięte na kluczyk… Doskoczyłem jednak do niego, na szczęście kluczyk był w zamku, otworzyłem, nie pamiętam dokładnie, jak to się stało, że on mnie wtedy nie uderzył, i gdy już chciał się zamachnąć, wyjąłem Hostię i ustawiłem Ją przed jego twarzą. To było niesamowite, coś jakby rzuciło nim o ścianę, tak mocno się uderzył, że aż się osunął nieprzytomny. I jak ja mogę mieć wątpliwości co do Najświętszego Sakramentu? Żaden traktat w seminarium, żadna książka, żadne rozważania pobożne nie dały mi tyle co ten jeden moment. Prawdziwa obecność Boga w tym małym kawałku chleba.
A co z nim?
On leżał na podłodze jak martwy. Schowałem Pana Jezusa, a po chwili on doszedł do siebie i zapytał, co się stało. „Jak to: co?” – odpowiedziałem, bo myślałem, że on sobie ze mnie żarty robi. „Nie wiem, co się stało. Dlaczego tu jest taki bałagan?” – pytał dalej. „Boś go zrobił” – mówię mu. „Ja nic nie zrobiłem” – przekonywał. Teraz wiem, że to był szatan. Zaczęliśmy sprzątać, a potem po-wiedziałem mu, żeby poszedł spać. Zadzwoniłem do biskupa, bo nie wiedziałem, co mam zrobić. Wtedy dostałem pozwolenie na egzorcyzmy.
Odprawiłem je nad nim pięć razy. To było jak hollywoodzki film. Chłopak stał na nogach, a potem odkręcił się do tyłu jak spaghetti i tylko mu coś w kościach chrupnęło. Zaczął wołać takim obcym głosem do swojego ojca (bo rodzina była przy egzorcyzmach): „Tato, zobacz, co ten ksiądz mi zrobił, tato, kocham cię, zobacz, co zrobił, ja już nigdy nie będę chodził, będę inwalidą do końca życia, zobacz, co ten ksiądz zrobił, weź go stąd”. Ja tylko krzyknąłem do ojca: „Nie wierz w to, co on mówi. To szatan mówi przez niego”. A potem: „W imię Jezusa rozkazuję ci, puść go”. On opadł i powrócił do normalnego kształtu. Chwila spokoju i walka zaczęła się od nowa.
Miałem tylko jedną parę okularów, klęczałem nad nim, czytałem coś z Rytuału, a on plunął mi jakąś taką dziwną mazią po oczach, nie mogłem dalej nic czytać. On do mnie: „Co teraz zrobisz, przecież nie widzisz, nic nie możesz mi już zrobić”. Potem wyrwał mi Rytuał, zaczął zjadać jego strony. „Co mi zrobisz?” – wrzeszczał. Dopiero na piątym egzorcyzmie wszystko odeszło. Obecnie jest dorosłym i w pełni zdrowym człowiekiem. Taki był początek, a ja byłem przerażony.
Nie miał Ksiądz ochoty zostawić tego, nie zajmować się tym, wrócić do tego spokojnego kapłaństwa?
Nie mogłem, bo czułem, że Pan Bóg chce, żebym czegoś doświadczył, żebym dotknął, żebym późniejszego mojego życia nie budował na książkach, teoriach, opowiadaniach czy jakichś filmach. Nie ma nic piękniejszego niż osobiste doświadczenie mocy Pana Boga, to jest coś nieporównywalnego z niczym. Tego się nie da opisać, gdy Ktoś używa tych rąk i ust grzesznika do tak wielkich dzieł. Mówię z wiarą imię Jezusa, a demon, który przed chwileczką mówił mi: „Ja cię, skur…synu, zabiję, gnoju jeden, nie masz żadnej władzy nade mną”, w pewnym momencie zaczyna się drzeć i wychodzi, tak jakby go ktoś wydzierał ze środka kogoś. A ja to widzę na własne oczy, ja to słyszę… To zmienia życie.
Dlatego wtedy, po tym pierwszym egzorcyzmie, powiedziałem biskupowi, że jeśli chce, to mogę pomóc w diecezji i podjąć tę posługę. Myślałem, że on powie nie, a on się zgodził.
Wtedy dopiero zaczęła się jazda na wiele lat. To doświadczenie całkowicie zmieniło moje życie.
Dlaczego?
Bo nagle wszedłem w przestrzeń, która dla mnie wcześniej nie istniała. Może znałem jakąś teorię, gdzieś o tym w książkach przeczytałem, w opowieściach o świętych, ale w życiowej, kapłańskiej, duszpasterskiej praktyce w ogóle jej nie było. Człowiek musi przeżyć wstrząs, żeby zmienić swoje życie. Ale tu nie chodzi o jakieś emocjonalne przeżycie, bo nie brakuje ludzi, którzy jeżdżą od jednych rekolekcji do drugich, od jednego charyzmatyka do drugiego, coś przeżywają, ale nic się nie zmienia, a im nie chodzi o zmianę, ale o jakiś cud lub podładowanie akumulatorów.
Wiele z tych uzdrowień jest na bardzo płytkim poziomie, bo żeby przyszło pełne, prawdziwe uzdrowienie, to musi dokonać się oczyszczenie, trzeba przygotować teren. Jeżeli w człowieku jest życiowy bałagan, jeżeli jest w nim ciemność, to nawet jeśli uzdrowienie przyjdzie, to będzie ono chwilowe, a potem wszystko wróci, i to w o wiele gorszej formie. Jeśli nie wchodzi się głębiej, to wszystko to nie ma znaczenia albo jest ono bardzo małe. Ale gdy się wychodzi na głębię, to wszystko się zmienia.
Rozmawiał: Tomasz Terlikowski
„Dzisiaj trzeba wybrać. O potędze Maryi, walce duchowej i czasach ostatecznych” to pierwsza książka księdza Piotra Glasa, w której tej rekolekcjonista i egzorcysta opowiada Tomaszowi Terlikowskiemu o swoim życiu, nawróceniu oraz przestrzega przez niebezpieczeństwem zagrożeń duchowych.