Wczoraj, 9 stycznia zmarł Franciszek Jakowczyk, któremu w październiku prezydent Duda przywrócił polskie obywatelstwo
Franciszek Jakowczyk urodził się w 1928 roku w Samołowiczach obok Pacewicz (gmina Piaski, powiat Wołkowysk) w rodzinie inteligenckiej. Jego ojciec Włodzimierz był wojskowym i w czasach I wojny światowej służył w Legionach Piłsudskiego. Matka Anna pracowała jako nauczyciel historii w szkole wiejskiej. Tragicznym dla rodziny Jakowczyków okazał się 1939 rok. Samołowicze zostały okupowane przez wojska radzieckie. W 1941 roku do wsi i okolic po Sowietach przyszli nowi okupanci – Niemcy.
Franciszek Jakowczyk wstąpił do AK i otrzymał pseudonim „Karny”.Uczestniczył w różnych operacjach. Był w oddziale „Wróbla” z bratem Weroniki Sebastianowicz (należała do AK i działała w polskim podziemiu antykomunistycznym ziemi wołkowyskiej także po zakończeniu II wojny światowej) – Antonim Oleszkiewiczem „Iwanem”. Był uczestnikiem jednej z ostatnich udanych akcji podziemia wołkowyskiego. W kwietniu 1948 roku oddział „Wróbla” dokonał likwidacji Daniły Tomkowa, szefa partii komunistycznej w rejonie mostowskim. Niedługo po tym Franciszek Jakowczyk został schwytany i przewieziony do więzienia w Wołkowysku, a potem do Grodna.
Na początku lat 50. Jakowczykowi udało się zbiec. Ale znów został złapany i znów został skazany na śmierć. Wyrok zamieniono na 25 lat pozbawienia wolności, z których 15 lat spędził w więzieniu. Wyszedł na wolność w 1969 roku. Wnioskował o amnestię w ramach podpisanej umowy między ZSRR i Polską o repatriacji, ale otrzymał z Moskwy odpowiedź, że: „Nie podlega repatriacji ze względu na ciężką zbrodnię przeciwko narodowi ZSRS”.
Po wyjściu z łagru szukał miejsca gdzie zamieszkać, bo do Polski go nie wpuszczano. Pojechał tam, gdzie „Polska była niedaleko” – do Dowbysza, gdzie wówczas mieszkało duże skupisko Polaków. Założył tam rodzinę, znalazł pracę, prowadził gospodarstwo.
Franciszek Jakowczyk zawsze podkreślał i nadal podkreśla, że jest Polakiem i z polskiego obywatelstwa nigdy nie zrezygnował - Jestem przecież Polakiem, który nigdy nie zrzekł się polskiego obywatelstwa i nigdy nie wystąpił o obywatelstwo radzieckie. Miałem wszystko na przekór sobie. Ale żyłem i nie traciłem nadziei. Nie traciłem nadziei i żyłem - mówi.
Stowarzyszenia Odra Niemen przywiozło do Polski pana Franciszka do wczesną wiosną 2018r, wcześniej się z nim spotykając. Chciał otrzymać polskie obywatelstwo i umrzeć w Polsce. Był razem z wrocławską rodziną na Święta Wielkanocne i Bożego Narodzenia. Zdążył się spotkać ze swoją koleżanką z partyzantki płk Weronika Sebastianowicz. Jeszcze jesienią wraz z innymi kombatantami był w Juracie. W przyszłym tygodniu odbędzie się jego pogrzeb.