Wbrew nadziejom, a nawet pewności, wbrew podłym kłamstwom i manipulacjom mainstreamowych publikatorów Polacy wybrali jednak Andrzeja Dudę na prezydenta. To, rzecz jasna, nie oznacza jednak końca walki, nie oznacza nawet małego rozejmu. Niezmordowane, głównie niemieckie i Sorosowe media, szczują dalej, ile mogą. A mogą dużo, bo im się na to pozwala. Nie udało się z Dudą, to trzeba przynajmniej rozwalić jego bezpośrednie zaplecze. Sygnał do ataku dali rosyjscy agenci swingując rozmowę z szefem ONZ. Rzecz sama w sobie zabawna, ale nie dla wszystkich. Ci, którzy swoje kariery i apanaże wiążą z zagranicą zrozumieli od razu dany znak, daną dyspozycję i natychmiast ruszyli do ataku. Pierwszym jego obiektem stał się szef Gabinetu Politycznego Prezydenta prof. Krzysztof Szczerski. Dlaczego on poszedł na pierwszy ogień?
O jego codziennej pracy wiemy stosunkowo niewiele, ponieważ sam nie lubi i nie umie się reklamować. Prezydent też prawie nigdy nie chwali swoich współpracowników, choć w przypadku polityki zagranicznej, za którą od początku odpowiada Krzysztof Szczerski, byłoby za co. Pięć lat prezydentury Andrzeja Dudy to pasmo sukcesów na tym polu (czego, nawiasem mówiąc, nie umiano wykorzystać w kampanii wyborczej). Poczynając od o niebo lepszej współpracy z Litwą, po umocnienie więzi Międzymorza (czego tak boją się i Niemcy, i Rosja), od członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ po kapitalne stosunki z największym mocarstwem świata. Relacje z prezydentem Trumpem nabrały charakteru niemal familiarnego. Wystarczy powiedzieć, że dziś przedstawiciele różnych wielkich krajów próbują w Warszawie dowiedzieć się od nas, jak załatwić sobie spotkanie z prezydentem USA, bo to naprawdę nie jest łatwe (także z uwagi na charakter Donalda Trumpa).
Ktoś przecież wcześniej jednak przygotowuje te spotkania, prowadzi dziesiątki rozmów, koresponduje, dokonuje setek ustaleń w najdrobniejszych szczegółach, nawet takich, jak będą ubrane panie prezydentowe. To właśnie robota Szczerskiego i jego de facto kilkuosobowego sztabu. Krzysztof Szczerski w ciągu tych 5 lat okrążył wielokrotnie nasz glob, odbył podróże do 184 krajów! I nie latał tam na odpoczynek, wprost przeciwnie, stracił sporo zdrowia zmieniając strefy czasowe nieraz nawet w ciągu jednej doby. I w dodatku pracując za pensję, na którą nie połakomiłby się menager w Tesco.
Poszedł do Kancelarii Prezydenta za osobistą namową Andrzeja Dudy, który naprawdę wiedział co robi nakłaniając Szczerskiego do przejęcia w jego imieniu kierownictwa polskiej polityki zagranicznej, głównej prerogatywy głowy państwa w III RP. Szczerski wcześniej był aktywnym posłem z Krakowa, cechującym się dużą inteligencją, wiedzą i kulturą osobistą. Nawet wrogowie to uszanowali; lewicowy do cna tygodnik „Polityka” zaliczył go do grona 10 najlepszych posłów podkreślając jego kompetencje właśnie w kwestiach polityki zagranicznej oraz Unii Europejskiej.
Co bardzo ważne: Krzysztof Szczerski trzyma się niezmiennie wyznawanych wartości chrześcijańskich i patriotycznych. To naprawdę budzi szacunek nawet u przeciwników, chyba że są to przeciwnicy wyzbyci sumienia. Szczerski nie godzi się na dwulicowość: w domu być katolikiem, ale w polityce przebierać się za kogo trzeba w danym momencie. To, rzecz jasna, nie podoba się niektórym osobom nawet z obozu rządzącego, które nie pojmują polityki jako cnoty, ale jako cyniczną grę. Na szczęście prezydent, który sam przecież dowiódł, że nie jest człowiekiem wielu twarzy, ceni bardzo postawę moralną swego głównego ministra. Pracują wyjątkowo zgodnie i skutecznie przez całą kadencję, można powiedzieć gabinet w gabinet, bo rozdziela ich tylko wspólny sekretariat.
Jak w tej sytuacji ocenić takie sformułowanie zamieszczone wczoraj na portalu Interii: „Szef gabinetu prezydenta RP zaanektował dla siebie politykę zagraniczną, chce uchodzić za specjalistę”? Jako małpią złośliwość? Jako durnowatość? Nie sądzę. Jest gorzej. To świadoma manipulacja. Zaanektował coś, co jest jego podstawowym obowiązkiem?! Taki przekaz to, z jednej strony, poważne mącenie w głowach czytelników, a z drugiej – podkładanie ognia pod samą Kancelarię Prezydenta. Ostatnie stwierdzenie znajduje potwierdzenie w tym, że interia niby cytuje ważnego członka gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy, pisząc: „podkreśla prezydencki minister, z którym rozmawiamy”. Jaki minister?! Kto konkretnie? Tak może sobie napisać każdy, byle złośliwiec, nie tylko odpowiednio wyszkolony dziennikarzyna interii.
„Najgorsze, że Szczerski nie poinformował nikogo z nas. Przekazał jedynie informacje służbom – nie kryje poirytowania bliski współpracownik Andrzeja Dudy, z którym rozmawialiśmy” – donosi dalej Interia. Zwróćmy uwagę: to wciąż wiadomości od jakiegoś no-name, przez cały artykuł nie wiemy, od kogo naprawdę pochodzą informacje. Tak właśnie tworzy się „prawdę” w mainstreamie. Można zmyślić co się chce – albo raczej, co każą – i napisać, że wiadomość dostarczyło „nasze źródło” albo „polityk z Pałacu Prezydenckiego”. Bo jak to sprawdzić? To wyjątkowo paskudny styl przekazywania wiadomości rozpowszechniony w Polsce przez prowadzoną zgodnie z instruktażem Sorosa Gazetę Wyborczą.
A poza tym „źródło” żali się, że Szczerski „nie poinformował nas”, czyli kogo niby miałby informować? Przedstawicieli piątej kolumny?
Interia kilkanaście dni temu podobno przestała być niemiecką. Kupił ją Polsat. Czy coś się zmieniło? Nic. Antypolski potok płynie tam non stop. Doszły tylko reklamy Polsatu.
Interia oczywiście nie jest osamotniona w swojej „trosce” o funkcjonowanie Kancelarii Prezydenta. Zapytajmy na przykład, jaką to prawdę zawiera dzisiejsze sformułowanie Wyborczej: „jakakolwiek ochrona kontrwywiadowcza polskiego prezydenta to fikcja”? Jedna żartobliwa wpadka na pięć lat i już „jakakolwiek ochrona to fikcja”?! Ileż to trzeba mieć w sobie wrodzonej nienawiści, żeby tak kłamać… Potrzebna jest solidna ochrona, jak najbardziej, ale przed takimi jak Wyborcza, Interia, Onet i setki im podobnych. Ochrona przed nimi faktycznie jest fikcją.
Wpadki z rosyjskimi agentami zaliczyli także inni wielcy politycy, ale gdzie indziej był to temat na parę godzin – ponieważ francuskie lub brytyjskie media służą Francuzom lub Brytyjczykom, a nie zagranicznym agenturom. Natomiast publikatory wydawane w Polsce w 90 procentach służą obcym; także ich milionowe zyski (wspomagane także ze spółek skarbu państwa, jak się okazuje) płyną za granicę. Nawet agenturalni rosyjscy komicy są dla nich świetnym motywatorem. Tak będzie dopóty, dopóki nie zostaną z Polski przepędzone różne Springery, Bauery czy Sorose. To dziś najpilniejsze zadanie, jeżeli Polska ma być Polską.
Leszek Sosnowski
Autor jest polonistą, germanistą, dziennikarzem, artystą fotografikiem (laureat 57 międzynarodowych nagród), wydawcą i publicystą. Wydawał i rozprowadzał książki, płyty i filmy w podziemiu w latach 1980. Autor scenariuszy filmów dokumentalnych w tym wielokrotnie nagrodzonego pełnometrażowego „Przyjaciela Boga”. Organizator kilkudziesięciu wystaw plenerowych poświęconych św. Janowi Pawłowi II, Krakowowi i Polsce. Autor kilkunastu książek z zakresu kultury, religii i polityki. Laureat m.in. „Książki Roku” za „Krainę Benedykta XVI”. Działacz katolicki i patriotyczny. Znawca rynku mediów, spraw krajów niemieckojęzycznych oraz życia i dzieła św. Jana Pawła II, redaktor blisko 100 książek Jemu poświęconych. Autor ponad tysiąca artykułów i esejów. Założyciel (przed 25 laty) i prezes Białego Kruka. Pomysłodawca i publicysta miesięcznika „Wpis”. Odznaczony m.in. medalem „Pro Patria”.