Nefrolog: osoby dializowane chorują na Covid-19 osiem razy częściej
Osoby dializowane osiem razy częściej niż populacja ogólna zapadają na COVID-19 – powiedział PAP nefrolog prof. Marcin Tkaczyk z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. "Przed wprowadzeniem szczepień stacje dializ traciły nawet 20 proc. pacjentów" – dodał.
Poinformował, że według raportu konsultanta krajowego ds. nefrologii z września br. jedna osoba na 2,5 tys. pacjentów hemodializowanych zapada na COVID-19, podczas gdy zachorowalność w całej populacji naszego kraju wynosiła wówczas jedna osoba na 50 tys. Z kolei liczba dializowanych w Polsce oscylowała wówczas w granicach 20-22 tys.
„To znacząco mniej niż dwa lata temu, gdy odnotowano 25-27 tys. pacjentów dializowanych. Najprawdopodobniej z tego powodu, że duża część naszych pacjentów po zakażeniu koronawirusem odeszła z tego świata – przed wynalezieniem szczepionki. To był istotny spadek i dotyczył każdego województwa w kraju – żaden region nie wyróżniał się na plus czy minus. Dlatego populacja osób dializowanych powinna być objęta szczególną ochroną, co trzeba powiedzieć zwłaszcza z okazji ich dnia” – dodał nefrolog.
Podkreślił, że w okresie pandemii stacje dializ traciły nawet 20 proc. pacjentów, co znacząco zmieniło się po wprowadzeniu szczepień.
„Dializowani otrzymywali szczepionkę priorytetowo i teraz dzięki ich zaangażowaniu – bo wyszczepili się w 90 proc. – zapadalność w tej grupie spadła znacząco. Liczymy też na to, że znacznie lżej przechodzić będą infekcję. Niestety, zapadalność chorych dializowanych jest nadal znacząco wyższa niż populacji ogólnej” – zaznaczył prof. Tkaczyk.
Dlatego – zdaniem specjalistów – tak ważne jest podanie osobom dializowanym trzeciej dawki szczepionki, ale także wysoka wyszczepialność w ich najbliższym otoczeniu, ponieważ rodzina i znajomi mogą stworzyć im „ochronny kokon” przed zakażeniem.
Osoby hemodializowane mają znacznie słabszą odporność. Przyczyną jest przewlekła choroba nerek w ostatnim, piątym stadium. To jednak niejedyny powód ich większego narażenia na zakażenie koronawirusem. Jak wyjaśnił ekspert, pacjenci ci mają ograniczone możliwości izolowania się – w stacji dializ przebywają trzy razy w tygodniu, przyjeżdżają tam wspólnymi środkami transportu, w których mają ze sobą kontakt. Mimo obowiązujących w stacjach procedur ochronnych czynnikiem zwiększającym ryzyko zakażenia jest sama konieczność częstej obecności w placówce medycznej.
Prof. Tkaczyk przypomniał, że dializa jest procedurą ratującą życie, a więc nawet pacjenci zakażeni koronawirusem musieli przyjeżdżać do stacji, by się jej poddawać. Jeżeli osoba dializowana z ciężkim przebiegiem COVID-19 trafiała na oddział covidowy w szpitalu, to stamtąd musiała być transportowana na dializę. Jeśli była leczona na intensywnej terapii, to oddział ten musiał wdrożyć procedury dializacyjne na miejscu.
„Dla zakażonych pacjentów tworzyliśmy specjalne warunki ochronne – oddzielny transport, osobne sale, oddzielny czas dializy. Mimo to do momentu wprowadzenia szczepień nie byliśmy w stanie ochronić naszych pacjentów przed wysokim ryzykiem powikłań” – dodał nefrolog.
W grupie osób przewlekle dializowanych dominują osoby powyżej 65 lat, najczęściej z wieloma chorobami towarzyszącymi. Według eksperta znaczna część tych pacjentów nie będzie nigdy zakwalifikowana do przeszczepu nerki ze względu na zły ogólny stan zdrowia. Ich odsetek na stacjach dializ jest bardzo wysoki.
„Nasze ośrodki transplantologiczne także musiały przystosować się do pandemii i niestety wpływa to niekorzystnie na organizację przeszczepów. Obowiązuje testowanie dawcy i biorcy pod kątem COVID-19, co wydłuża procedury. Mniej jest też poborów narządów. Chciałbym, aby świadomość dawstwa rodzinnego była u nas większa, abyśmy osiągnęli poziom np. krajów skandynawskich – gdzie 50 proc. przeszczepów nerek pochodzi od rodziny biorcy. W Polsce w przypadku transplantacji u dorosłych ten odsetek jest poniżej 20 proc., a u dzieci sięga 25-30 proc.” – podkreślił prof. Tkaczyk.