- To niemożliwe, by przez ponad cztery lata odpowiednie organy nie były w stanie odczytać nagrań z samolotu Jak-40. Brak wyjaśnienia, dlaczego nie udaje się ich odczytać oraz podania terminu, gdy nagrania poznamy, dowodzi, że sprawa tragedii smoleńskiej kompromituje obecną władzę - mówiła w Telewizji Republika jej dziennikarka, Joanna Lichocka.
Zdaniem Lichockiej prace nad taśmą z samolotu są przewlekane z premedytacją i stoją za tym rządzący. - Najprawdopodobniej nagrania z Jaka-40 wywracają do góry nogami retorykę przyjętą przez rząd Tuska tuż po katastrofie oraz raport Millera i pracę „zespołu Laska” - mówi dziennikarka.
Inny zaproszony publicysta, Bartosz Marczuk z „Rzeczpospolitej” stwierdził, że „to absurd, że tyle czasu nie możemy odczytać taśm z Jaka-40”. - Osoba odpowiedzialna za odczyt powinna być pociągnięta do odpowiedzialności. W tak ważnym śledztwie państwo powinno się spiąć, jeśli tego nie robi, to podsyca negatywne nastroje i to z czasem służy Moskwie - stwierdził publicysta „Rz”. -W tej sytuacji przypomina mi się cytat z Bartłomieja Sienkiewicza: „Polskie państwo istnieje tylko teoretycznie” - dodał.
Zdaniem Łukasza Warzechy z tygodnika „W Sieci”, tak długie badanie nagrań stanowi przesłankę, „by w przyszłości rozważyć kwestię jawności śledztw dotyczących ważnych spraw państwowych”. -Ne jesteśmy nawet w stanie określić, na jakim etapie są prace nad tą taśmą. Nikt nas o tym nie informuje - powiedział Warzecha.
- Nie mam wątpliwości, że nieujawnienie tej analizy ma przyczynę polityczną - mówił dalej dziennikarz. Jak stwierdził, niepodawanie do wiadomości publicznej stanu prac nad odczytem taśmy oznacza, że „albo jest tam coś, co jednoznacznie obciąża Rosję winą za katastrofę i wtedy partia rządząca musiałaby przyznać rację PiS-owi, albo do władz PO już dotarło, że kwestia smoleńska nie może już być skutecznym straszakiem na partię Jarosława Kaczyńskiego”.
Marczuk podaje trzecią przyczynę. - Możliwe też, że taśma ma być bombą, która zostanie odpalona tuż przed wyborami. Chodzi o sprowokowanie Kaczyńskiego, sprawienie, by tuż przed głosowaniem stracił nad sobą kontrolę - wyjaśnił publicysta.