Kresy Wewnętrzne: Kutia
-Proszę, tylko nie rzucaj tej kutii! To potem ciężko domyć i jak kupa na suficie wygląda - biadoliła babcia gotując łuskaną pszenicę na kutię.
- No dobra. Już nie będę rzucał, ale już mi nie marudź jaduśliwa Niemro! - powiedział dziadek na odczepnego.
- Taaa... Zawsze cholero obiecujesz a i tak rzucisz!
No i oczywiście, podczas wigilijnej wieczerzy, jak zwykle, wbrew obietnicom, wziął w rękę garstkę kutii i rzucił o sufit na urodzaj na szczęście. Sam nie wiedział czy to takie mocne przyzwyczajenie czy jakaś siła prowadziła jego rękę.
- A nie mówiłam! Znów rzucił uparty Wesołek. A obiecywał, że nie będzie!
Babcia Anna Plicner pochodziła z wołyńskich Niemców (wcześniej pisali się Plitzner), w zasadzie całkowicie zasymilowanych i spolonizowanych. Była typową kresową babcią. Chodziła w koszuli w ukraińskie wzorki. Na co dzień mówiła po polsku, oczywiście z kresowym akcentem. Znała dość dobrze język ukraiński. Lubiła gotować i jeść kutię. Jednak zostało jej coś z niemieckiego ordnungu i nie mogła zaakceptować zwyczaju chlapania kutią po suficie.
Rzucanie kutią o sufit miało przynieść urodzaj i szczęście w rodzinie. Niektórzy uważali, że w ten sposób odczynia się uroki. Kutia była obowiązkową potrawą wigilijną na Kresach. Tak też jest dzisiaj na naszych wewnętrznych Kresach. Jednak na Podlasiu i Polesiu kutię robi się nie z pszenicy a z pęczaku, ale tak samo dodaje się miód i utarty mak. We współczesnych czasach zaczęto dodawać do kutii także inne specyjały jak orzechy, rodzynki, migdały i kandyzowaną skórkę pomarańczową. Uważa się, że kutia ma ukraińskie pochodzenie, choć spotkałem się z twierdzeniem, że pochodzi ona ze starożytnego Izraela.
Portal TV Republika
Komentarze