Kościół Polski w XIX wieku znajdował się między młotem a kowadłem. Obrona wartości nadrzędnych, takich jak suwerenność ducha, w świetle rzeczywistej obawy przed opuszczeniem parafii i wiernych była nie lada dylematem.
„Jeśli były przykłady głębszej zgodliwości księży wobec zaborców, to częstokroć były one podyktowane rzeczywistą obawą przed pójściem na zsyłkę i zostawieniem parafian”– zaznacza dr hab. Martyna Deszczyńska, współautorka książki „Kościół na straży polskiej niepodległości”.
Wielką zasługą Kościoła było utrzymanie mimo zakazów zaborców, zwłaszcza prawosławnej Rosji i protestanckich Prus, łączności ze Stolicą Apostolską. Mimo tego duchowni nie zawsze mieli możliwość kontaktu przez swoich przełożonych i szybkiego zapoznania się z dyrektywami ze strony papiestwa.
W 1830 roku wybuchło Powstanie Listopadowe. Rosja pokazała ten fakt jako bunt rewolucyjny, a nie bunt przeciwko niesprawiedliwości. Obraz powstania w Europie się zmienił. Polacy dołączyli do grona buntowników ultrademokratów, ale prawda była inna. Zadaniem Kościoła było duszpasterstwo.