Gdańska prokuratura przedłużyła do grudnia śledztwo ws. korupcji w wymiarze sprawiedliwości i powoływania się na wpływy w Sądzie Najwyższym. Postępowanie umorzyła w 2012 r. prokuratura w Krakowie: wznowił je i przekazał do Gdańska prokurator generalny.
O przedłużeniu śledztwa do 15 grudnia br. poinformował rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku Mariusz Marciniak.
Przypomniał, że sprawa ma charakter tajny i prokuratura nie może informować o szczegółach. Dodał, że jak dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów, analizowane są zabezpieczone dokumenty i akta innych urzędów.
We wrześniu 2012 r. Prokuratura Apelacyjna w Krakowie umorzyła tajne śledztwo dotyczące domniemanej korupcji z lat 2008-2009 m.in. w wymiarze sprawiedliwości, którego podstawą były informacje zdobyte podczas działań operacyjnych CBA.
Przyczyną umorzenia śledztwa było uznanie, że CBA zgromadziło materiał operacyjny bez podstawy prawnej i wbrew przepisom o CBA, a ówczesny szef Biura Mariusz Kamiński wyłudził zgodę na stosowanie podsłuchu na podstawie faktów niezgodnych z rzeczywistością. W toku śledztwa według prokuratury "nie zgromadzono materiałów uzasadniających podnoszenie zarzutów popełnienia przestępstw korupcyjnych wobec sędziów Sądu Najwyższego".
W styczniu ub.r. Prokuratura Generalna po analizie akt śledztwa uznała, że decyzja o umorzeniu postępowania była przedwczesna; sprawa została podjęta na nowo i - na wniosek krakowskich śledczych decyzją Andrzeja Seremeta - przeniesiona do dalszego prowadzenia do Gdańska.
Rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk wyjaśniał wówczas, że konieczna jest ponowna analiza m.in. przepisów prawnych dotyczących czynności operacyjno-rozpoznawczych prowadzonych przez CBA. – W ocenie PG istnieje możliwość odmiennej interpretacji tych przepisów, a mianowicie taka, która pozwoliłaby prokuratorom uznać za dowód wyniki niektórych czynności operacyjno-rozpoznawczych Biura – mówił.
Kamiński (obecnie poseł i wiceprezes PiS) zwrócił się do Seremeta o kontrolę zasadności umorzenia śledztwa. Obecny szef Biura Paweł Wojtunik apelował do prokuratora generalnego o jego podjęcie.
O domniemanej korupcji w wymiarze sprawiedliwości pisała Gazeta Polska; w październiku 2012 r. w publikacji pt. "Seremet chroni kolegów przed prokuraturą" napisała, że "jedną z kluczowych postaci tej afery jest sędzia SN (...), dobry znajomy prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta". Gazeta podała nazwiska sędziów, którzy - według niej - byli przedmiotem operacji specjalnej CBA o kryptonimie "Alfa" oraz szczegóły sprawy. Z sędziami SN miał się kontaktować b. sędzia NSA i b. członek Krajowej Rady Sądownictwa. Pisano, że jeden z sędziów SN miał pomóc rozpracowywanemu przez CBA pośrednikowi w napisaniu pisma procesowego do SN, które inny sędzia SN - po kontakcie z tym pośrednikiem - przyjął potem do rozpoznania przez SN.
Po publikacji zainteresowani sędziowie SN złożyli oświadczenia zaprzeczające zarzutom opisanym w "GP". I prezes SN Stanisław Dąbrowski (zmarły w styczniu) oraz szef i sędziowie Izby Cywilnej SN wyrazili wówczas "oburzenie oraz zdecydowany protest przeciwko bezpodstawnemu pomawianiu" sędziów SN o działania korupcyjne i zachowania niezgodne z etyką sędziowską. Dodali, że "zawarte w doniesieniach prasowych spekulacje, pełne sprzeczności i niedomówień, nieprawdziwe i niemające pokrycia w faktach, w sposób niedopuszczalny podważają autorytet sędziów i zaufanie do najwyższego organu wymiaru sprawiedliwości w Polsce".
I prezes SN mówił, że taka pomoc sędziego SN, o której piszą media, byłaby "naganna i uzasadniałaby ściganie dyscyplinarne". Jednocześnie Dąbrowski mówił, że "jak dotąd nie ma żadnych materiałów pozwalających rzucać cień podejrzenia na nieskazitelność charakteru któregokolwiek z sędziów SN". Jak dodawał, sprawa wynikła z tego, że "pewien pan przegrał sprawę w SN i poszedł do CBA zawiadamiając, że dał łapówkę osobie lub osobom podającym się za pośredników w kontaktach z sędziami, a mimo to przegrał sprawę". – To nie daje żadnych podstaw do sugerowania korupcji w SN – podkreślał.