Prezydent Bronisław Komorowski poinformował, że podpisał ustawę wyrażającą zgodę na ratyfikację konwencji dot. zwalczania przemocy wobec kobiet. Zapowiedział, że podejmie decyzję o ratyfikacji dokumentu "bez niepotrzebnej zwłoki", po zbadaniu go od strony prawnej.
Komorowski podkreślił, że podpisanie ustawy nie jest jednoznaczne z podpisaniem samej konwencji. - Czekam na dokumenty, które mają być podpisane przez rząd, przez MSZ i przesłane do prezydenta, by dokończył proces ratyfikacji - mówił prezydent. Poinformował, że po otrzymaniu tych dokumentów będzie gotowy "stosunkowo szybko podjąć ostateczną decyzję w kwestii ratyfikacji". - Podejmę tę decyzję bez niepotrzebnej zwłoki - zapewnił.
Sprawa konwencji nie powinna być zakładnikiem kalendarza wyborczego
Zaznaczył, że konwencja wynika przede wszystkim z dążenia do poprawienia sytuacji ofiar przemocy. - Sprawa konwencji w moim przekonaniu nie powinna być zakładnikiem kalendarza wyborczego - zaznaczył Komorowski ubiegający się o reelekcję w majowych wyborach prezydenckich. Wyjaśnił, że oznacza to, iż "powinna być rozstrzygana tak, jak tego wymaga interes państwa, a prezydent nie powinien kierować się w tym przypadku żadnymi kalkulacjami politycznymi".
- Prezydent często musi podejmować decyzje niezależnie od tego, czy to jest dla niego korzystne, czy niekorzystne wyborczo czy politycznie. Po prostu są takie sprawy, które trzeba załatwić - mówił.
Nieprzystający język konwencji
Prezydent zaznaczył, że trwają badania prawników dotyczące konstytucyjności konwencji i jej wpływu na polski system prawny. Zaznaczył, że on nie dostrzega zagrożeń, jakie niosłaby z sobą ratyfikacja konwencji. - Nie dostrzegłem dzisiaj zagrożeń (...) negatywnymi skutkami dla polskiego systemu prawnego konwencji, która czeka na ratyfikację - powiedział prezydent. - Dostrzegam raczej pozytywny wpływ na polskie prawo. Przynajmniej w dwóch istotnych aspektach. Pierwszym: poprzez wprowadzenie zasady ścigania gwałtu z urzędu, a nie tylko na wniosek osoby poszkodowanej, oraz drugi: (...)prawo do usunięcia z mieszkania sprawcy, a nie ofiar - mówił.
Prezydent podkreślił, że dostrzega problem "niepełnego przystawania" języka i użytych w konwencji pojęć do polskich realiów". Zdaniem Komorowskiego konwencja jest adresowana raczej do "innych obszarów kulturowych", a użyty w niej język "może bardziej pasuje do innych wyznań, nie tyle do świata chrześcijańskiego". - I stąd prawdopodobnie jest tyle emocji wokół kwestii konwencji - ocenił Komorowski.
Polska podpisała Konwencję Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej w grudniu 2012 r. W kwietniu ub. roku Rada Ministrów podjęła uchwałę ws. przedłożenia jej do ratyfikacji i przyjęła projekt odpowiedniej ustawy. Sejm uchwalił ustawę ws. ratyfikacji konwencji Rady Europy 6 lutego. 5 marca ustawę poparł Senat. Prezydent miał 21 dni na podpisanie ustawy od dnia jej przedstawienia, a więc do 27 marca.
Konwencja ma chronić kobiety przed wszelkimi formami przemocy oraz dyskryminacji; oparta jest na idei, że istnieje związek przemocy z nierównym traktowaniem, a walka ze stereotypami i dyskryminacją sprawiają, że przeciwdziałanie przemocy jest skuteczniejsze. Konwencja budzi liczne kontrowersje; jej przeciwnicy obawiają się, że uderzy w tradycyjnie rozumianą rodzinę, a także polską tradycję i religię. Obawy budzą głównie zapisy o konieczności wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn oraz o tym, że kultura, zwyczaje, religia, tradycja lub tzw. „honor" nie mogą być uznawane za usprawiedliwiające akty przemocy. Podpisanie ustawy zostało też szeroko skomentowane w internecie. Poniżej wpis redaktora naczelnego Telewizji Republika Tomasza Terlikowskiego.
Prezydent @Komorowski pokazał, gdzie ma nauczanie Kościoła. Czy pasterzom wystarczy odwagi, by jasno stwierdzić, co to dla niego oznacza?
— Tomasz Terlikowski (@tterlikowski) marzec 14, 2015
CZYTAJ TAKŻE:
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
85 lat temu niemieccy najeźdźcy wysiedlili mieszkańców Kościerzyny. Na Kaszubach pamięta się o tym do dziś