W wielu miastach Francji odbywają się protesty organizowane przez „żółte kamizelki”. Obserwatorzy zwracają uwagę, że ruch stopniowo traci na poparciu i bierze w nim udział coraz mniej osób.
W Paryżu odbywają się dwa pochody zgłoszone w urzędzie stołecznej prefektury. Jeden rozpoczął się na Montparnasse’ie i ruszył na północ do La Villette, drugi na Placu Republiki, gdzie zebrało się kilkaset osób, które podążyły w kierunku znajdującej się na obrzeżach Paryża La Defense, gdzie swoje siedziby mają wielkie koncerny i banki.
Od wczesnych godzin porannych wzdłuż Pól Elizejskich ustawione są w jednym rzędzie policyjne furgonetki. Władze zakazały manifestacji w rejonie głównej alei Paryża jak i w pobliżu Łuku Triumfalnego.
Także w innych miastach Francji, jak w Tuluzie, Rouen, Bordeaux, w Lyonie, Nicei czy w Nantes lokalne prefektury zabroniły jakichkolwiek protestów w śródmieściach chcąc w ten sposób ochronić interesy tam zlokalizowanych sklepów i restauracji.
Główne żądania manifestantów to podjęcie przez rząd kroków pozwalających na zapewnienie równości socjalnej i finansowej. Niemniej poruszane są także sprawy o charakterze lokalnym. W Corezze protesty dotyczą sprzeciwu wobec planów prywatyzacji zapory wodnej. W Lille manifestacja ma podkreślić znaczącą rolę kobiet w ruchu „żółtych kamizelek”.
Demonstracje odbywają się od połowy listopada 2018 roku. Oprócz rezygnacji z planowanej podwyżki podatków od paliwa, z której rząd już się wycofał, „żółte kamizelki” domagają się podniesienia płac, emerytur i zasiłków dla bezrobotnych. Zgłaszają też żądania polityczne, w tym dymisji prezydenta Emmanuela Macrona.