Dwa razy uniewinniany był przez sędziów „na dole”, czyli w sądach rejonowych i dwa razy sprawę cofano do pierwszej instancji. Aż trafił nieznanego jeszcze sędziego Wojciecha Łączewskiego. Tego, co dużo później skazał Mariusza Kamińskiego na 3 lata bezwzględnego więzienia i obiecywał pomóc „fałszywemu” Tomaszowi Lisowi w zwalczaniu PiS. – Łączewski przyszedł do sądu w czerwonych spodniach i sweterku, a słysząc moje argumenty, rechotał – wspomina Tomasz Markowski. Niesamowita historia zniszczenie posła PiS o 22.00 w „Wywiadzie z chuliganem” w Telewizji Republika.
Afera wokół posła Tomasza Markowskiego wybuchła 10 lat temu. Gazeta Wyborcza oskarżyła go o to, że wyłudzał pieniądze z kancelarii Sejmu w ten sposób, iż będąc posłem z Bydgoszczy mieszkał w rzeczywistości w Warszawie, skąd pochodził, w Bydgoszczy zameldowany był fikcyjnie, a z Sejmu dostał dopłatę za wynajmowanie kwatery Warszawie. Zawiadomienie do prokuratury złożył poseł Bogusław Lewandowski z SLD, były lektor KW PZPR.
Medialnie sprawa wyglądała źle. Na tyle źle, że nikomu z dziennikarzy nie chciało się badać sprawy, ani czytać akt sądowych. A były tam dowody, które jasno wskazują, że Tomasz Markowski faktycznie mieszkał w Bydgoszczy. - Poseł Markowski padł ofiarą powszechnego przekonania, że wszyscy politycy oszukują i przyjęto, że skoro jego tłumaczenie jest skomplikowane, to znaczy, że coś kręci. Ale szczegółowe postępowanie przed sądem dowiodło bezspornie, że nie kłamał. Dlatego też dwukrotnie został uniewinniony – uważa autor „Wywiadu z chuliganem” Piotr Lisiewicz. Brak winy Markowskiego potwierdziła także ekspertyza wybitnego karnisty, prof. Piotra Kruszyńskiego.
- W przeciwieństwie do wielu innych posłów nie chciałem być spadochroniarzem i postanowiłem sprowadzić się do Bydgoszczy. Organizowałem w województwie struktury PiS, miałem osiem biur poselskich. Wynająłem na rynku w Bydgoszczy za własne pieniądze, za 1000 zł mieszkanie, co potwierdza umowa zarejestrowana w Urzędzie Skarbowym – mówi Markowski.
Takiego dowodu nie można sfałszować. Właściciel owego mieszkania zeznał: „Widziałem, że oskarżony miał tam swoje rzeczy. Przebywała tam jego żona z kotkiem. W mniejszy pokoiku oskarżony miał masę swoich książek. (…) Zawsze gdy tam byłem, ktoś tam był – albo oskarżony, albo jego żona. (…) Między mną a oskarżonym była podpisana umowa odnośnie wynajmu tego mieszkania. Oskarżony regularnie uiszczał czynsz wraz z opłatami w wysokości około 1.000 zł miesięcznie do moich rąk”. Potwierdzało to wielu innych świadków, którzy bywali w domu posła, choćby na imieninach czy urodzinach.
Gazeta Wyborcza miała rację pisząc, że Markowski nie mieszkał tam, gdzie był zameldowany na stałe, czyli w suterenie bydgoskiego mieszkania należącym do sympatyczki PiS. Ale to nie jest przestępstwem, a powód takiego postępowania posła był łatwy do wyjaśnienia: - Właściciele mieszkań, którzy je wynajmują, niemal nigdy nie chcą nikogo meldować na stałe. A mi stały meldunek potrzebny był po to, by także w dokumentach nie być „spadochroniarzem”, a mieszkańcem Bydgoszczy, zameldowanym tu na stałe. Dlatego utrzymałem stały meldunek w miejscu, do którego sprowadziłem się, gdy na początku do Bydgoszczy przyjechałem. Ale ono nie nadawało się do mieszkania na stałe – mówi Markowski.
Dla szeregowych sędziów, którzy dwukrotnie uniewinnili posła, dowody nie pozostawiały wątpliwości, że jest on niewinny i nie chciał wyłudzić pieniędzy. I jak każdy poseł miał prawo do dopłaty na lokal w Warszawie, która bezpośrednio z Sejmu wpływała nie do posła, a na konto właściciela mieszkania.
Ale sprawę dwa razy cofano z powrotem do pierwszej instancji. – Tam już nie było sędziów przypadkowych – mówi Markowski. Decyzję taką podjął sędzia Bogusław Orzechowski, który w innej sprawie uniewinnił byłego likwidatora postkomunistycznej SdRP, oskarżonego o utrudnianie kontroli skarbowej. Oraz sędzia Piotr Schab, który w 2000 r. doprowadził do przedawnienia sprawy sześciu oficerów warszawskiej SB, oskarżonych o palenie akt bezpieki.
W końcu sprawa trafiła do odpowiedniego sędziego – Wojciecha Łączewskiego. A jego wyrok skazujący potwierdził w drugiej instancji sędzia Mariusz Jackowski, który umorzył postępowanie karne wobec byłego ministra Sławomira Nowaka w aferze „zegarkowej”.
Poseł PiS Marek Suski mówi: – Bardzo mi szkoda Tomasza. Brakuje go dzisiaj w parlamencie. Tym bardziej że jak nikt inny może zaświadczyć o tym, jak bardzo niesprawiedliwy i niezreformowany jest wymiar sprawiedliwości w naszym kraju…
Tomasz Markowski mówi, że po swoich przejściach w wymiarze sprawiedliwości stał się w jego sprawie ekspertem. - Sędziowie powoływani przed 1989 r. to byli ludzie wyselekcjonowani, rodzinnie, poglądami, być może często werbowani. Do aplikatury sędziowskiej nie mógł się dostać nikt, kto nie był „pewną” jednostką. Cały projekt 1989 r. polegał tym, by przejść od tego, że rządzimy jako dyktatura do tego, iż rządzimy jako magnaci finansowi. To był projekt obliczony na to, by ukraść nam pół Polski i to się udało. A na straży tej operacji miały stać „nasze” sądy. Nie żadne demokratyczne, tylko „nasze”. Tam nie mogło być pomyłki, tam mogli być tylko ludzie, którzy będą „stać na straży”. I oni stali na straży – mówi.
Więcej o bulwersującej sprawie dziś o 22.00 w Telewizji Republika. „Wywiad z chuliganem” jest koprodukcją Radia Poznań i Telewizji Republika. W Radiu Poznań wysłuchać go można w soboty o 16.00. Telewizyjna premiera w każdą niedzielę o 22.00 w Telewizji Republika.
(mn)