Miał być, jak wieszczyli niektórzy, Złoty Lew, a nie było nawet Srebrnego. Ostatecznie "Zielona Granica", antypolska produkcja Agnieszki Holland, będąca paszkwilem na obrońców naszej wschodniej granicy, musiała zadowolić się brązową statuetką - swoistą, jak to słusznie zauważył publicysta Cezary Gmyz, nagrodą pocieszenia. I choć totalna opozycja oraz wspierający ją wiernie Niemcy próbują zaczarować przekaz, piejąc z zachwytu nad ogromnym sukcesem dzieła Holland, to po cichu stwierdzają, że "nie tak miało być". Polska (w jej przypadku to jedynie dookreślenie miejsca zamieszkania) reżyserka stworzył kolejna - po "Pokocie" - politpoprawną ramotę, której nie daje się oglądać bez bólu zębów.
I właśnie za tę politpoprawność dostała Holland nagrodę. Za plucie na własny (?) kraj - Polskę - przecież coś się na pokazie w Wenecji należy. Nie jest to zresztą pierwszy zauważony na tym najstarszym festiwalu filmowym na świecie antypolski obraz. W 1941 roku publiczność miała tam okazję zobaczyć słynne dzieło niemieckiej kinematografii "Heimkehr", przedstawiające odrażających Polaków pastwiących się nad mniejszością niemiecką. Zarówno w produkcji Gustava Ucickego, jak i w filmie Holland polski mundur jest bezpośrednio skojarzony z przemocą i bestialstwem. Wtedy, w 1941 roku, tak samo jak i teraz projekcji towarzyszyły oklaski.
Festiwal w Wenecji, dzieło Mussoliniego, faszystowskiego wodza (duce) Włoch, zawsze podążał za wiodącymi prądami i to nie tylko artystycznymi. W 1938 roku nagrodę główną - Puchar Mussoliniego (Coppa Mussolini), którą po wojnie zastąpił Złoty Lew, zdobyła w kategorii filmów zagranicznych ulubienica wodza III Rzeszy Leni Riefenstahl - za słynną "Olimpiadę". W 1940 roku Duce nagrodził "Poczmistrza" Gustava Ucickego. Także w 1941 i 1942 roku triumfowały dzieła poddanych Adolfa Hitlera - antybrytyjski "Wujaszek Krüger" i panegiryk o Fryderyku Wielkim "Wielki król".
Sukcesów tych produkcji dzieło Holland z pewnością nie powtórzy. Jedynym miejscem, w którym "nasza" reżyserka mogłaby osiągnąć podobne do dawnych produkcji hitlerowskiej kinematografii uznanie byłby Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Moskwie, drugi najstarszy przegląd filmów świata (po Festiwalu Weneckim), który po raz pierwszy odbył się w 1935 roku. Obecnie rządzący festiwalem Nikita Michałkow, gorący zwolennik Putina, z pewnością wygospodarowałby dla "Zielonej Granicy" coś lepszego niż nagroda pocieszenia w Wenecji - może nawet w ręce Holland trafiłby sam „Złoty Święty Jerzy”. Na razie jednak jest to niemożliwe. Cóż, trzeba poczekać do następnego resetu, gdy już siły sprzyjające Holland zadbają o to "by nikt piasku w tryby nie sypał".
Na razie producentka filmowych obrazów dla lemingów musi kontentować się "tylko" wykorzystywaniem głoszonych przez siebie "prawd" przez antypolską propagandę Kremla i Łukaszenki. Holland nie jest tu osamotniona, stojąc w jednym szeregu z takimi celebrytami, jak np. Kurdej-Szatan, czy Ochojska.