Cezary Gmyz, dziennikarz śledczy "Do Rzeczy" i Telewizji Republika powiedział, że nie wierzy w działanie "seryjnego samobójcy". Zgodził się ze stwierdzeniem, że ci, którzy tezę tę wyznają cierpią na nadmiar filmowej wyobraźni.
O tym, czy w śmierć oficera BOR-u mogły być zamieszane osoby trzecie na antenie Telewizji Republika mówił dziennikarz śledczy Cezary Gmyz.
- Nie znam materiału dowodowego w tej sprawie, więc na razie nie mam podstaw do tego, żeby nie wierzyć w ustalenia śledczych - stwierdził dziennikarz. W jego opinii do czasu zakończenia postępowanie nie będzie możliwe przesądzanie o okolicznościach tego zdarzenia.
- Znając określenie "seryjny samobójca" nie jestem zwolennikiem tezy, że te wszystkie śmierci, które miały miejsce po katastrofie smoleńskiej nie są przypadkowe - przyznał. Jak dodał, zapoznał się z aktami dotyczącymi śmierci Andrzeja Leppera, Remigiusza Musia i Sławomira Petelickiego i nie jest w stanie stwierdzić, że śledczy w czasie wykonywanych czynności popełnili błędy. - Poza zbyt późną sekcja zwłok - wskazał.
W opinii Gmyza śledczy wykonali dobrą pracę i wszystko wskazuje na to, że zgony nastąpiły bez udziału osób trzecich. Przyznał jednak, że są oczywiście sytuacje, kiedy osoba zostaje zmuszona do targnięcia się na swoje życie, jednak bardzo trudno jest to udowodnić.