Jak podaje gdańska prokuratura, „ratownicy medyczni prawidłowo przeprowadzili reanimację prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza po tym, jak został on zaatakowany nożem”. Na możliwe błędy popełnione podczas reanimacji prezydenta Gdańska wskazywał w liście przesłanym prokuraturze inny biegły lekarz sądowy.
O opinii biegłego dot. przebiegu czynności ratunkowych podjętych wobec Adamowicza poinformowała opinię publiczną prok. Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku prowadzącej śledztwo w sprawie zabójstwa prezydenta Gdańska.
„Powołany przez prokuraturę biegły ocenił, iż akcja reanimacyjna prowadzona była w sposób prawidłowy, zgodnie z obowiązującymi wytycznymi Europejskiej Rady Resuscytacji. Zdaniem biegłego, prawidłowa była również decyzja o przewiezieniu pokrzywdzonego do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. Znajdujący się bowiem bliżej szpital nie posiadał oddziału kardiochirurgii i torakochirurgii” – wyjaśniła.
Na początku marca br. prokuratura poinformowała o powołaniu biegłego, który miał ocenić działania i decyzje ratowników medycznych zajmujących się rannym Adamowiczem. Zlecenie wykonania opinii związane było m.in. z listem, jaki prokuratura otrzymała w lutym br. od jednego z gdańskich lekarzy biegłych sądowych.
Autor listu napisał go z własnej inicjatywy, "w oparciu o doniesienia medialne". Medyk zakwestionował w nim "prawidłowość czynności podejmowanych przez ratowników". Jak informowała w marcu Wawryniuk, lekarz wskazał m.in., że – w jego ocenie - akcja prowadzona była nieprawidłowo. Rzecznik podawała, że - zdaniem autora listu, ratownicy nie powinni prowadzić czynności reanimacyjnych na scenie, ale natychmiast przywieźć poszkodowanego do szpitala, gdzie były – w ocenie lekarza - większe szanse na uratowanie życia.
Zdaniem autora listu, patomorfologa z 30-letnim stażem, „długotrwała reanimacja prezydenta Gdańska w miejscu zdarzenia była błędem medycznym”. „Reanimacja na scenie, która w ocenie biegłego trwała aż 40 minut, spowodowała nieodwracalne skutki, m.in. wstrząs hipowolemiczny, którego następstwem jest śmierć mózgu. Masowanie serca z raną kłutą po prostu spowodowało wypompowanie krwi z ciała pacjenta” – podawało w marcu Radio Gdańsk. Dodano wówczas, że –w opinii lekarza- „serce z krwotokiem nie przestaje pracować i należało w pierwszej kolejności pozszywać rany".