– Fałszywy alarm rakietowy na Hawajach pokazał jak ogromne jest niebezpieczeństwo wybuchu wojny atomowej z powodu błędu ludzkiego, awarii technicznej lub splotu niepomyślnych okoliczności pisze dla POLITICO były amerykański Sekretarz Obrony, William J. Perry.
Obywatele USA zostali oszukani przez błąd systemu. Otrzymali jednoznaczny komunikat: „To nie są testy, tylko prawdziwy alarm”. Rodziny szukały schronienia przed jak sądzili nadlatującymi pociskami. Alarm został wysłany na ekrany telewizorów i komórki wszystkich Hawajczyków po 8 rano. Po szybkim śledztwie okazało się, że "nie ten przycisk" włączył pracownik kończący nocną zmianę.
"Najważniejszą nauką z fałszywego alarmu na Hawajach jest to, że nawet posiadając dobry system ostrzegania, jaki ma nasza armia, nadal jesteśmy podatni na takie alarmy. A konsekwencją błędnego rozkazu wystrzelenia rakiet jest ni mniej, ni więcej tylko kres naszej cywilizacji" - czytamy w Politico.
– To jest problem przed którym stoimy, a ćwiczenia jak uchronić się przed skutkami ataku atomowego nie pomogą go rozwiązać lub chociaż złagodzić. Zamiast tego musimy poważnie podejść do ponownego zaangażowania Rosjan w redukcję zagrożenia nuklearnego po obu stronach - podkreśla Perry.
"Trzeba ponownie ocenić nasze siły odstraszania i włączyć je do sił lądowych i morskich, które nie stosują strategii "launch on warning”. Wszystkie te działania będą trudne do zrealizowania, ale możliwe konsekwencje niepowodzenia w tym zakresie są tak kolosalne, że jesteśmy odpowiedzialni za to, aby nadać im najwyższy priorytet."