Kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej niech pierwszy rzuci kamień – napisał na Twitterze publicysta i pisarz Rafał Ziemkiewicz, komentując artykuł o duchownym, który wykorzystal seksualnie pijaną dziewczynę. W internecie zawrzało.
Wpis Rafała Ziemkiewicza wywołał lawinę oburzenia, szczególnie lewicowych środowisk, które bez wahania rzuciły się do ataku na znanego publicystę. „Gazeta Wyborcza”, jak zwykle przesadnie, napisała, że to „usprawiedliwianie gwałtu”. Pełnych nadęcia i zbulwersowania komentarzy nie zabrakło również na prawicowych portalach internetowych, które nie przepadają za ciętym językiem Ziemkiewicza.
No cóż, kto nigdy nie wykorzystał nietrzeźwej niech rzuci pierwszy kamień... Ale jak zakonnik to kara konieczna http://t.co/Zz18b592is
— Rafał A. Ziemkiewicz (@R_A_Ziemkiewicz) wrzesień 22, 2014
Sam zainteresowany postanowił odnieść się do sprawy na portalu Facebook, gdzie napisał „Niezwykle ważne oświadczenie w sprawie burzy w szklance wody”.
Stała się rzecz straszliwa: prawicowy, konserwatywny pisarz i publicysta napisał na twitterze coś, co można wykorzystać jako pretekst do hejtu i nagonki. Broni gwałciciela! Promuje język gwąłtu! Sam się przyznaje do gwałtu! Skompromitował się! Ośmieszył! Jest skończony!
Tak przynajmniej zostało to przedstawione przez takie powszechnie znane z rzetelności i bezstronności portale, jak natemat.pl, gazeta.pl czy pudelek.pl. Miarą tej rzetelności jest fakt, iż na okoliczność oplucia Ziemkiewicza wszystkie one jednoznacznie uczyniły gwałciciela, a więc przestępcę, z mężczyzny, którego sprawy mój komentarz dotyczył. A tymczasem nie został on nawet formalnie o gwałt oskarżony, nie mówiąc o skazaniu, okoliczności sprawy zaś wskazują, że raczej sam padł ofiarą oszczerstwa. Jedyne, czego się dopuścił, to przespanie z pijaną dziewczyną. Gdyby rzecz nie dotyczyła niedoszłego zakonnika, nie byłaby w ogóle zauważona - i bardzo bym chciał, żeby teraz ten facet powytaczał wyżej wspomnianym portalom procesy i puścił je z torbami.
Jeśli już da się w moim wpisie znaleźć przyznanie do czegokolwiek, to najwyżej, że zdarzało mi się w życiu uprawiać seks z kobietami (wyłącznie płci przeciwnej, zaznaczę) niekoniecznie w stanie pełnej trzeźwości. Cóż. Ludzi, którym udało się w pełni uregulować życie intymne zgodnie z nauką Kościoła, mieć w nim tylko jedną partnerkę i zawsze obcować z nią „po bożemu” mogę tylko podziwiać. A jeszcze bardziej podziwiam fakt, że tak nieprzebranym ich zagłębiem okazali się użytkownicy wspomnianych portali.
Niektórzy twierdzą, że po takiej kociej muzyce powinienem machnąć ręką i – pal diabli – dla świętego spokoju zapewnić, że nie gwałcę i nie popieram gwałcenia, że nie chciałem nikogo urazić, a jeśli ktoś się poczuł dotknięty, to go przepraszam…
Nie. Gdybym tak zrobił, przyznałbym się do tego, o co jestem bezpodstawnie oskarżany.
Przeprosić mogę najwyżej za to, że nie wziąłem słowa „wykorzystać” w cudzysłów, co uprościłoby zrozumienie zdania przewrażliwionym i utrudniło sfałszowanie go złośliwym. Ale to raczej siebie samego, względnie kolegów z redakcji.
Jestem osobą publiczną, dla wielu wrogiem, obiektem różnie motywowanej nienawiści – nie mogę się skarżyć, że montuje się przeciwko mnie nagonki czy rozkręca hejty, bo to tak, jakby bokser na ringu skarżył się, że chcą mu dać w zęby. Ale wyciągam z tej sprawy naukę:
Wielu ludzi dobrej woli daje się w takich wypadkach porwać internetowemu owczemu pędowi. Na manipulacje i propagandę w tradycyjnych mediach już się trochę uodpornili, wobec „marketingu sieciowego” są bezbronni. Jeśli, metodą Goebbelsa, stu userów powtórzy, że ten a ten powiedział, uznają to za fakt, zamiast sprawdzić, czy naprawdę powiedział i o co w ogóle chodzi.
Tą drogą dajemy się wprowadzać w dziedzinę tęczowego absurdu. Pozwalamy hulać po naszym życiu idiotom i idiotkom od „marszów szmat”, „parad równości”, „edukacji seksualnej”, odbierania dzieci rodzicom pod pozorem klapsa i nagonek pod pretekstem „molestowania seksualnego” - którzy chcą przeorać nasze życie, odwrócić do góry nogami proste pojęcia, wleźć między mężczyznę a kobietę, męża a żonę, rodziców a dzieci, z urzędem, z absurdalnymi przepisami, z buciorami. W imię ideologii, zwanej potocznie Polityczną Poprawnością.
Czy jest przed tym obrona?
Tak. Zdrowy rozsądek!
Przekonałem się na własnej skórze, że muszę stworzyć jakieś miejsce – blog, ambonę, trybunę – broniące zdrowego rozsądku przed agresją postępowych barbarzyńców. Coś, co będzie obrzydliwie „seksistowskie”, konserwatywne i „heteronormatywne”, i nie będzie dotyczyło polityki, ale spraw prostych, codziennych, szczególnie tych męsko-damskich.
Jako zgred – nie wstydzę się tego słowa – już 50-letni, który swoje przeżył, nadaję się do tego.
Jestem w tej sprawie trakcie negocjacji z jednym z wiodących portali i myślę że niebawem będę mógł Państwa w takie miejsce zaprosić – po regularne porcje odtrutki na sączony przez lewicę w nasze życie jad, po obronę przed gwałtami dokonywanymi na zdrowym rozsądku przez lewicowe salony, feministki i różnego rodzaju perwersów.
Dziękuję za uwagę i zachęcam do dalszego śledzenia moich kont na twitterze i facebooku w oczekiwaniu na dokładniejsze informacje.