W dzisiejszym wydaniu programu „Dziennikarski poker” redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie” Tomasz Sakiewicz rozmawiał z wiceministrem spraw zagranicznych Marcinem Przydaczem o wyborach prezydenckich na Białorusi.
Po tym, jak rządzący Białorusią od 26 lat Aleksandr Łukaszenka wygrał w prawdopodobnie sfałszowanych wyborach przez Mińsk, ale również inne miasta przetoczyła się fala protestów.
-Jaki powinien być stosunek Polski do tych wydarzeń i czy my już nie popełniamy błędu, niedostatecznie wspierając białoruską opozycję? - zapytał prowadzący.
– Rzeczywiście, sytuacja na Białorusi jest bardzo dynamiczna. Obserwujemy tragiczne wydarzenia, są nie tylko ranni, ale również ofiary śmiertelne tych protestów. Trudno przewidzieć, w jakim kierunku to się dalej potoczy. Jeśli pan pyta, czy Rosja już ingeruje w sytuację na Białorusi, to odpowiedź będzie twierdząca. Zresztą nie od dziś, od samego zarania wolnej, niepodległej Białorusi Moskwa dąży do zdominowania tego państwa, obniżenia jego statusu, spowodowania de facto sytuacji, w której Białoruś będzie prowincją rosyjską. To jest w interesie Putina, tak on sobie to wykoncypował, takie działania podejmują władze na Kremlu – ocenił minister Przydacz.
– Łukaszenka nie jest oczywiście zainteresowany tego rodzaju statusem, bo dużo lepiej jest być prezydentem państwa niż gubernatorem prowincji. Stąd przez ostatnie kilka lat obserwowaliśmy duże napięcie na linii Mińsk-Moskwa – wskazał gość TV Republika.
– Federacja Rosyjska, finansując poprzez zaniżone ceny gazu czy różnego rodzaju subsydia, gospodarkę białoruską, w obliczu kryzysu, nie jest skora do dalszego finansowania za darmo. Wciągnięcie w obieg handlu międzynarodowego chociażby czy próba poszukiwania innych dostawców energii, są uwarunkowane dialogiem politycznym. Natomiast dialog polityczny z Europą Zachodnią oraz USA jest uwarunkowany przestrzeganiem pewnych zasad, takich jak chociażby przestrzeganie podstawowych praw ludzi – dodał.
– Społeczeństwo białoruskie ma w sobie w pełni uzasadniony gniew i niezgodę nie tylko na sam proces wyborczy i efekt wyborów. To jest gniew kumulowany przez ostatnie kilka lat, ale w szczególności tych kilka ostatnich miesięcy. Ale musimy mieć świadomość, że to także kryzys spowodowany koronawirusem, nieumiejętność państwa białoruskiego poradzenia sobie z tym kryzysem – ocenił rozmówca red. Sakiewicza.
– Mam wrażenie, że Aleksandr Łukaszenka jest w tym momencie w wielkim rozedrganiu emocjonalnym i w zasadzie oskarża już wszystkich. Najpierw oskarżał Rosję, później Polskę, Czechy, Wielką Brytanię i w zasadzie już chyba wszyscy są winni tej sytuacji – wskazał.
– Nie wiemy tak naprawdę do końca, jakie były zamiary tych bojowników z grupy Wagnera. Wiemy za to na pewno, że w interesie Kremla jest spowodowanie napięcia na linii Mińsk-Warszawa, Mińsk-Bruksela, Mińsk-Waszyngton. Putin chce wywołać sytuację, w której Europa Zachodnia, Polska, Stany Zjednoczone będą musiały potępić działania Łukaszenki. Wtedy prezydent Putin, który nie stawia żadnych tego typu warunków powie: proszę bardzo, panie prezydencie Łukaszenko, to jest nasz rachunek – dodał Marcin Przydacz.
– To, co zostało uwidocnzione w tych ostatnich miesiącach, tygodniach, te dziesiątki tysięcy ludzi wspierające swoich kandydatów, głównie jedną kanddyatkę, Swetlanę Cichanouską, pokazują, jak wielka energia jest skumulowana w tym społeczeństwie, jak duża jest chęć zmian. To powinno cieszyć, i to nas cieszy w Polsce, ale myślę, że również naszych partnerów europejskich, bo te ruchy, zmiany na Białorusi, muszą mieć swój początek w woli społeczeństwa – ocenił wiceszef MSZ.