Aktorka pewnego razu zapadła poważnie na zdrowiu. Lekarze byli bezradni. Nie wiedzieli co dolega aktorce. Wtedy Stużyńska-Brauer poprosiła o duchowe wsparcie przyjaciół i przyjęła ostatnie namaszczenie. Po nim stał się prawdziwy cud!
W 2010 roku Magdalena Stużyńska-Brauer w poważnym stanie trafiła do szpitala. Miała powikłania pogrypowe i niepokojąco złe wyniki. Lekarze długo nie wiedzieli, jak jej pomóc, bezskutecznie próbowali dobrać odpowiednie leki. Kiedy sytuacja wyglądała już groźnie, aktorka zadzwoniła do znajomych z kościoła i poprosiła ich o modlitwę. - Dzięki nim doświadczyłam cudu - wyznała na łamach magazynu "Ludzie i wiara".
Świadomość, że ktoś zanosi w jej intencji do nieba modlitwy, jej pomogła. Ta wyjątkowa para stanęła na jej drodze zaledwie kilka tygodni wcześniej. – O takich ludziach mówi się, że zesłał ich Bóg, że są jak anioły - wyjaśnia Magda.
Zanim ich poznała, dużo opowiadał jej o nich zaprzyjaźniony ksiądz Grzegorz. Wspominał, że to bardzo głęboko wierzące, zaangażowane małżeństwo, które straciło syna. - Dostali od Boga wielką łaskę, choć zesłał im też wiele cierpienia. Ich ufność, poddanie się Bożej woli, są dla mnie trudne do pojęcia – mówiła.
- Byliśmy w jednej parafii, ale nie znaliśmy się, nie wiedziałam nawet, jak wyglądają. Kiedy dzieliliśmy się opłatkiem, domyśliłam się, że to oni. Zaczęliśmy rozmawiać, wymieniliśmy się telefonami - wspomina gwiazda.
To niezwykłe spotkanie potraktowała jako znak. Przełomowym momentem okazało się przyjęcie przez Magdę sakramentu namaszczenia chorych. - Kiedy go otrzymałam, wyniki radykalnie się poprawiły. Ale czy to był cud? Musiałaby ustalić specjalna komisja. Natomiast z pewnością sakrament przyniósł mi spokój ducha, oddalił lęk - wyjaśnia.