Demokracja dla bogatych. Dla biedniejszych była pętla
Komitet Obrony Demokracji przegrywa między innymi dlatego, że ubożsi Polacy dostrzegli dobrodziejstwa 500 Plus. Ludzie, którym zdjęto pętlę z szyi, wiedzą, że comiesięczne kilkaset złotych extra do dyspozycji to więcej niż gadanina o „demokratycznych standardach” uprawiana przez sytą kastę wielkomiejskiej elity, wysadzoną z siodła po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich - pisze Krzysztof Wołodźko.
Owszem, myślę w kategoriach klasowych antagonizmów. Ale zdecydowanie ma to sens w państwie, które coraz bardziej dzieli się na tych, którzy mają wielkie pieniądze, więc mogą więcej i na tych, którzy żyją za 1600 złotych miesięcznie, więc muszą w ciszy i desperacji znosić swój los. Tych drugich jest znacznie więcej – ale to zwykle oni byli zamilczani.
Na początku września odwiedziłem rodzinne strony. Żadna tam głęboka ściana wschodnia – okolice w promieniu 50 kilometrów od Poznania, obok kilka większych miast i bardziej stabilnych pracodawców. Czas płynął wolno, niespiesznie odwiedzałem dawne po-PGR-owskie kąty, które dziś po części należą do bogatych rolników, po części do lokalnego latyfundysty. Na tych wioskach, z których młodzi pouciekali, średnie pokolenie często dojeżdża do pracy po kilkadziesiąt kilometrów, a starsi żyją na emeryturach i rentach, dorabiając mniej lub bardziej nieformalnie, bardzo dobrze widać współczesne rozwarstwienie.
Przy okazji: podziały ekonomiczno-kulturowe na wsi mocno łączy się z procesami związanymi z suburbanizacją (małe podmiejskie wioski stają się mniej lub bardziej luksusowymi sypialniami miast, szczególnie kilku metropolii). Czasem bywa tak, że domy nowobogackich stanowią odrębną urbanistyczną całość w obrębie tych samych dość ubogich wioseczek; czasem wszędzie razi w oczy bieda – a pośród niej wyrasta odrestaurowanych pięknie ziemiański pałacyk, w którym raz po raz menedżerowie i prezesi mają spotkania szkoleniowo-integracyjne.
Powtórzę: te kontrasty na wsi – z racji niewielkiej przestrzeni, którą nasz wzrok łapie w jednym krajobrazie – są szczególnie mocno widoczne. Dlatego bawią mnie niekiedy niepomiernie niektórzy publicyści, którzy solennie zapewniają, że mieszkają na wsi i tam biedy nie widać. Jasne, przez szybę samochodu, gdy się mieszka w enklawach wiejskiej suburbanizacji, widać zdecydowanie mniej.
Jeszcze jedna rzecz mocno uderza: w czasie wizyty w kilku wielkopolskich wioskach wszędzie widziałem reklamy chwilówek. Wszystkie te plakaty i bannery, zachęcające do „szybkich pożyczek bez BIK” mają swój jasny kontekst: rok szkolny, około-edukacyjne wydatki rodzin. Lichwa połączona z kryminalnym charakterem odzyskiwania tego typu długów i właściwie nowymi formami zniewolenia ubogich pracujących to jedna z największych zmór nie tylko popegeerowskiej prowincji, ale w ogóle cecha charakterystyczna współczesnej uboższej Polski. Nie słyszałem jednak nigdy, by nasi „obrońcy demokracji” interesowali się tym tematem. Cóż, (popegeerowska) biedota to przecież żadni tam obywatele, takimi jak oni nigdy nie interesowały się elity korzeniami sięgające jeszcze Unii Wolności.
Niedawno pojawiły się nowe interesujące informacje społeczno-gospodarcze. Program 500 Plus spowodował, że wyraźnie zmniejsza się liczba klientek i klientów chwilówkowego biznesu. Zmniejsza się też liczba osób w rejestrach dłużników. Zdaniem ekspertów rynku kredytowego, od chwilówek uwalniają się choćby rodziny wielodzietne, w naszych realiach szczególnie zagrożone mniej lub bardziej głębokim ubóstwem i jego skutkami. W rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Łukasz Piechowiak, dyrektor działu analiz Związku Firm Pożyczkowych, stwierdzał jasno: „powszechność programu 500 plus, tzn. brak kryterium dochodowego przy drugim dziecku, powoduje, że zauważamy spadek popytu na produkty finansowe, których celem było zaspokojenie wydatków do kwoty ok. 1 tys. zł”.
Zdecydowanie większe szanse na uwolnienie od lichwy to jeden z najlepszych symptomów społecznych ostatniego czasu. To nie jest kwestia tylko indywidualna, to sprawa zwiększenia potencjalnej strefy dobrostanu w Polsce. Liberałowie mogą kręcić nosem, że to etatystyczna redystrybucja. Ale uwolnienie od chwilówek, choćby z pomocą publicznych środków, oznacza większą ilości środków finansowych w ręku uboższych Polek i Polaków. Stąd sądzę, że mali i średni przedsiębiorcy będę raczej myśleć o tym, że z ich usług i produktów mogą wreszcie w znacznie większej skali skorzystać ludzie, którzy wcześniej musieli oddawać pieniądze lichwiarzom.
Krzysztof Wołodźko
dziennikarz i publicysta "Nowego Obywatela", felietonista "Gazety Polskiej Codziennie", ekspert Narodowego Centrum Kultury w Zespole ds. Polityki Lokalnej; pisze m.in. do "Znaku", "Ha!artu", "Frondy Lux", "Pressji", katolewicowego magazynu "Kontakt"; pisuje też do tygodnika "W Sieci"; współpracuje z portalami lewicowo.pl i Nowe Peryferie, a także miesięcznikiem internetowym Nowa Konfederacja; felietonista Polskiego Radia 24; w kwestiach społeczno-gospodarczych odwołuje się do tradycji przedwojennej Polskiej Partii Socjalistycznej