Czy rząd powinien zająć się anty-obywatelskim projektem Platformy Obywatelskiej? |FELIETON
Jednym z haseł, które przyświecało „Dobrej Zmianie” było przywrócenie państwa obywatelom, ułatwienie codziennego życia. Niestety, poprzedni rząd zostawił po sobie bombę z opóźnionym zapłonem, są nią zmiany jakie będą dotyczyć sposobu uzyskiwania prawa jazdy. Niestety, mogą je odczuć również kierowcy z wieloletnim stażem.
Jednym z haseł, które przyświecało „Dobrej Zmianie” było przywrócenie państwa obywatelom, ułatwienie codziennego życia. Niestety poprzedni rząd zostawił po sobie bombę z opóźnionym zapłonem, są nią zmiany jakie będą dotyczyć sposobu uzyskiwania prawa jazdy. Niestety mogą je odczuć również kierowcy z wieloletnim stażem.
Nowy projekt zakłada, że przeciętny Polak nie ma zdrowego rozsądku i na drodze nie używa mózgu. Wprowadza on wiele restrykcji, które uderzą obywateli po kieszeni.
Pierwszym chybionym pomysłem jest to, że pomiędzy 4. a 8. miesiącem, po uzyskaniu prawa jazdy, młody kierowca będzie musiał przejść kolejne dwa kursy – teoretyczny w WORD-zie (dotyczący bezpieczeństwa w ruchu drogowym) i praktyczny, który może odbyć się jedynie na specjalnych torach w Ośrodków Doskonalenia Techniki Jazdy. Miejsc przystosowanych do tego typu kursu jest na terenie całego kraju zaledwie 26. Koszty szkolenia pokryje oczywiście obywatel, którego portfel stanie się szczuplejszy o około 300 złotych.
"Czy po to budujemy coraz więcej dobrych dróg, żeby jeździć po nich jak na drogach powiatowych?"
Kurs na prawo jazdy jest jednym z najdłuższych kursów w życiu. Jako świeżo upieczony rodzic, do ojcostwa byłem słabiej przygotowany (w tej kwestii państwo nie zapewnia/wymaga od nas żadnych kursów) niż do tego by usiąść za kółkiem. Przed pierwszym egzaminem czeka nas bowiem 30 godzin kursu teoretycznego i drugie tyle kursu praktycznego. Do tego koszmarny egzamin teoretyczny, przed którym należy „na blachę” wkuć kilka tysięcy durnych pytań (słynne wymiary tablicy rejestracyjnej, długość drążka do zmiany biegu etc.). W zasadzie temat skostniałej formy egzaminów na prawo jazdy i generalnie fakt istnienia w „bizantyjskiej” formie instytucji jaką jest WORD jest dla obywateli czymś tak oczywistym jak kolejki po mięso za PRL-u (jest jak jest, inaczej nie będzie, nie ma co się nad tym głowić). Dodatkowe kursy szczególnie uderzą po kieszeni mieszkańców prowincji – małych miasteczek i wsi, którzy będą musieli dojechać do większych ośrodków, co pewnie będzie wiązało się z braniem wolnych dni w pracy. A przecież obywatel powinien mieć możliwość załatwienia jak największej ilości spraw urzędowych w pobliżu swojego miejsca zamieszkania.
Kolejnym kretynizmem zdaje się ograniczenie prędkości dla młodych kierowców przez okres dwóch lat. Zachowanie prędkość poniżej 100 km na godzinę na autostradzie, w pewnych okolicznościach może powodować zagrożenie. Oczami wyobraźni widzę młodego kierowcę wyprzedzanego przez sznur litewskich TIR-ów, na i tak ciasnej autostradzie między Warszawą a Łodzią. Trudno z kolei wyobrazić mi jest poruszanie się po pustej Trasie Łazienkowskiej (bywa w nocy) z prędkością 50 km na godzinę… Czy po to budujemy coraz więcej dobrych dróg, żeby jeździć po nich jak na drogach powiatowych? Obawiam się, że wywoła to efekt odwrotny od zamierzanego – jak odcinkowe pomiary prędkości, po przejechaniu których kierowcy mocno wciskają gaz, żeby nadrobić stracone minuty.
"Szkoda mi każdej złotówki, którą obywatele będą musieli wpompować w WORD-y"
Polacy, wbrew temu co sądziła o nich Platforma Obywatelska, są ludźmi myślącymi racjonalnie. Śmiem twierdzić, że z naszą kulturą jazdy, w porównaniu np. do Rosji, czy państw śródziemnomorskich nie jest najgorzej. Jeśli chce się doprowadzić do zmniejszenia liczby wypadków, należy skupić się na cywilizowaniu ruchu drogowego (budowa dróg bezkolizyjnych, ekspresówek, autostrad) a nie na zakazach czy uderzających po kieszeni kolejnych kursach. Niestety, zmiana dotknie setek tysięcy osób, a państwo powinno skupić się na egzekwowaniu już istniejącego prawa (np. w kwestii bezkarności osób, które siadają za kółko mimo że wielokrotnie traciły prawo jazdy – jak było np. w przypadku mordercy, który w lipcu na Targowej przejechał 14-letnią dziewczynkę).
Szkoda mi każdej złotówki, którą obywatele będą musieli wpompować w WORD-y, a które mogłyby być wydane w jakikolwiek inny sposób (pobudzając gospodarkę, o co tak bardzo prosi nasz rząd).
Mateusz Kosiński
Polecamy Nasze Programy
Wiadomości
Najnowsze
Giertych chce pozwać Sośnierza. Mocna odpowiedź: „Grozisz sądem i zniesławiasz ludzi, za to, że powtarzają fakty?”