Koalicji 13 grudnia nie wystarcza już ocenzurowanie polskiej historii i wyrugowanie z niej, na razie "tylko" z programu szkolnego, niewygodnych dla obecnej "waaadzy" (by sięgnąć do języka tow. Mieczysława Rakowskiego, ostatniego szefa komunistycznej PZPR) faktów i postaci, co w nowomowie określa się, jako "reformę podstawy programowej". Trzeba jeszcze, by zohydzić do końca dzieje naszej Ojczyzny, zaprosić do roli edukatorów polskich uczniów naszych "zachodnich przyjaciół" - Niemców.
"Podręcznik do historii, napisany dla polskich uczniów w dużej mierze przez Niemców, który nie otrzymał w 2020 r. dopuszczenia do stosowania w polskich szkołach, będzie obecnie do nich wprowadzany. Niemiecka polityka historyczna wtłaczana do głów naszym dzieciom, w naszych szkołach, za nasze własne pieniądze. Zupełny sukces Niemiec", czytamy na Twitterze Zygfryda Czabana, wnikliwego obserwatora polskiej, ale także i niemieckiej sceny politycznej.
Zygfryd Czaban komentuje wpis Oskara Szafarowicza, który z oburzeniem wspomniał o kolejnym "edukacyjnym" sukcesie koalicji 13 grudnia, a konkretnie ministry Nowackiej i jej równie co ona kompetentnego zespołu. "Po 8 latach „zamrożenia” PO kończy prace nad rekomendowaniem szkołom podręcznika do historii napisanego przez… Niemców! Niech mnie ktoś wybudzi z tego koszmaru sennego, w którym tkwimy od 13 grudnia", napisał Oskar Szafarowicz.
Cofnijmy się w czasie do roku 2020, gdy Ministerstwo Edukacji i Nauki nie dopuściło do użytku szkolnego czwartego (pierwszy powstał w 2016 roku) tomu podręcznika "Europa. Nasza historia". "Dzieło" to, stworzone w dużej mierze przez Niemców, obejmuje okres od wybuchu II wojny światowej do czasów współczesnych.
Skąd wzięła się taka, a nie inna decyzja polskiego MEiN? Z negatywnej oceny jednego z recenzentów, którą wsparł ceniony znawca tematyki niemieckiej prof. Grzegorz Kucharczyk. Zastrzeżenia naukowców dotyczyły między innymi oceny skutków Powstania Warszawskiego oraz roli Kościoła katolickiego jako opozycji politycznej w PRL.
Decyzja polskiego ministerstwa spotkała się z ostrym atakiem strony niemieckiej i jej krajowych sojuszników. Prof. Robert Traba zarzucił prof. Kucharczykowi, iż ten „pomylił recenzję z prezentacją własnej wizji polityki historycznej”. Prof. Kucharczyk, zdaniem Traby, „wyszedł z warsztatu historyka i wszedł w buty ideologa” – czytamy na łamach nieocenionej "Gazety Wyborczej".
„Bardzo żałuję, że czwarty tom napotkał na takie problemy. To pierwszy dopuszczony do użytku w niemieckich szkołach podręcznik, w którym historii Polski poświęcono tyle miejsca. Żałuję, że publikacja jest blokowana i bojkotowana przez polski rząd” – napisał w 2020 roku Hans-Juergen Boemelburg, współprzewodniczący - z niemieckiej strony - Komisji Podręcznikowej.
Żal Niemca był całkowicie uzasadniony. Jak bowiem otwarcie przyznał Igor Kąholewski z Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w... Berlinie: "Najważniejsza innowacja naszego transnarodowego podręcznika polega na tym, że uczniowie zapoznają się z materiałem nie tylko przez pryzmat swojej narodowej historii. Dzięki temu zyskują świadomość, że istnieją inne doświadczenia, które należy przyjąć z uwagą, by umożliwić porozumienie na równym poziomie".
Tak, tak "na równym poziomie" są przecież np. cierpienia ginących pod niemieckimi bombami we wrześniu 1939 roku mieszkańców Wielunia i cierpienia mieszkańców bombardowanego w 1945 roku Berlina, którzy do końca byli wierni swojemu "wodzowi" i stali za jego ludobójczą polityką - czerpiąc z niej także liczne korzyści materialne.
Podręcznik do historii, napisany dla polskich uczniów w dużej mierze przez Niemców, który nie otrzymał w 2020 r. dopuszczenia do stosowania w polskich szkołach, będzie obecnie do nich wprowadzany.
— Zygfryd Czaban (@CDzwoni) March 14, 2024
Niemiecka polityka historyczna wtłaczana do głów naszym dzieciom, w naszych… https://t.co/uEfH11Zs0N