Mechanizm był prosty: ludzie byli zastraszani, przywożeni na siłę, zmuszani do robienia zdjęć pokazujących na kogo oddali głos. Grożono im utratą pracy, jeżeli oddadzą głos na niewłaściwego kandydata - mówił Dominik Tarczyński, członek sztabu wyborczego PiS o nieprawidłowościach w okręgach wyborczych podczas wczorajszych wyborów uzupełniających do Senatu.
Kandydaci Prawa i Sprawiedliwości zwyciężyli we wszystkich trzech okręgach, w których podczas minionego weekendu odbyły się wybory uzupełniające do Senatu. Nowymi senatorami zostali Izabela Kloc, Maria Koc oraz Jarosław Rusiecki. Nie znaczy to jednak, że wybory odbyły się bez prób wpłynięcia na ich wynik.
Dominik Tarczyński tłumaczył na antenie TV Republika, że w sobotnich wyborach uzupełniających do Senatu w poszczególnych jednostkach można było zaobserwować znaczące dysproporcje - szczególnie frekwencyjne - na korzyść PSL.
- Jak się okazało, mechanizm był prosty: ludzie byli zastraszani, przywożeni na siłę, zmuszani do robienia zdjęć pokazujących na kogo oddali głos - mówił Tarczyński.
Jak dodał, według informacji, do których dotarli politycy PiS, pojawiały się także groźby zwolnienia z pracy.
Polityk alarmował, że należy zrobić wszystko, aby tego rodzaju działania nie powtórzyły się, zaznaczając, że zbliżają się wybory samorządowe.
- Nie możemy dopuścić do tego, żeby Polska samorządowa została tak "wybrana" - przekonywał.