Koalicja 13 grudnia nie widzi niczego skandalicznego w przerywaniu katolickich nabożeństw, niszczeniu (na razie "tylko") murów świątyń, bezpodstawnym oskarżaniu duchownych o wszystkie możliwe winy i przestępstwa, znieważaniu symboli religijnych, systematycznym rugowaniu religii (katolickiej) z przestrzeni publicznej... Na to wszystko jest milczące, bądź już całkowicie jawne przyzwolenie. Katolików i ich wiarę można obrażać bez specjalnych obaw o konsekwencje prawne. Wkrótce mogą natomiast spotkać one tych, którzy "krzywo" popatrzą w stronę LGBT.
"Będziemy pilnować, żeby ustawa o zakazie mowie nienawiści była wprowadzona jak najszybciej; my - jako Lewica, będziemy stać na straży praw mniejszości"- oświadczyła w tym miesiącu "ministra" ds. równości Katarzyna Kotula. "Jesteśmy przekonani, że dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy ochrony, bezpieczeństwa i praw człowieka zagwarantowanych na podstawowym poziomie dla społeczności LGBT" - dodała.
"Ministra" ds. równości zapowiedziała, że Lewica będzie pilnować, żeby projekt ustawy o zakazie mowy nienawiści wobec mniejszości został jak najszybciej procedowany i wprowadzony w życie. Podkreśliła, że homofobia może być jedną z przyczyn kryzysu zdrowia psychicznego wśród młodych ludzi.
"Kampania wyborcza może być kampanią merytoryczną, nie musi być oparta na negacji, złości i hejcie" - stwierdziła natomiast "wiceministra" kultury Joanna Scheuring-Wielgus, która zwróciła się do polityków, żeby "przestali się wyzywać i używać mowy nienawiści".
Tak, tak, to ta sama "wiceministra", która przerwała Mszę Św.
Z kolei "wicemarszałkini" Senatu Magdalena Biejat zaapelowała do wyborców, żeby wystawili "czerwoną kartkę" politykom, którzy "żerują na emocjach". "Nie może być tak, że politycy będą używali mowy nienawiści i nadal uważali, że wszystko jest ok" - oceniła.
Bezpośrednim powodem do ostrych wypowiedzi reprezentantek koalicji 13 grudnia była ich niezgoda na, ich zdaniem, "homofobiczne" wypowiedzi konserwatywnej opozycji.