Tu już nie chodzi o patriotyzm, ani nawet o zwykłą ludzką przyzwoitość. Tu chodzi jedynie o żenujący poziom intelektualny i brak najskromniejszej nawet wiedzy o historii kraju w języku którego, choć to dla niektórych z nich jest powodem do wstydu, "się mówi".
Aktorów, określanych niegdyś nie bez powodu mianem komediantów, przed wiekami chowano w rogach cmentarzy, pod murem, a czasami nawet wręcz w niepoświęconej ziemi. Zawód ten nie cieszył się prestiżem społecznym, a dziewczęta, które postanawiały go wykonywać określano... tak jak określano. Zmieniły się czasy i obyczaje, aktorzy awansowali społecznie, stając się w oczach wielu wyroczniami w każdym temacie, ale osoby patrzące krytycznie, i to z ich grona, nie mają złudzeń, co do intelektu, o mądrości już nawet nie mówiąc, znacznej części tego środowiska.
"By być dobrym aktorem nie można być zbyt inteligentnym. By wcielać się w różnorodne przecież postaci i dobrze je zagrać trzeba być człowiekiem bez właściwości, białą niezapisaną kartą. Tego nigdy nie można robić bez konsekwencji" - uważał jeden z nieżyjących już wielkich polskich aktorów. Człowiek, dodajmy, bardzo inteligentny i o dużej wiedzy.
Jan Peszek, jeden z najbardziej znanych polskich (i tu przydałby się znak zapytania) aktorów udzielił był wywiadu portalowi Onet (w tym przypadku ani dookreślenie "polski", ani ewentualnie towarzyszący temu przymiotnikowi znak zapytania - nie są potrzebne). W wywiadzie, który cytujemy za portalem fronda.pl, Jan Peszek określił swoje "patriotyczne" priorytety.
„W Polsce chodzi o wyzwolenie przede wszystkim z kajdan katolicyzmu” – przekonuje artysta. "Już Witold Gombrowicz pisał o tym, jak funkcjonuje polski katolicyzm. Ta pruderia nas zabija, a my co? Nie widzimy tego? Wolimy wygodnie zatrzasnąć drzwi pamięci po śmierci Piotra Szczęsnego? Po tysiącach gwałconych dzieci? I te banialuki, które ci biskupi bezczelnie opowiadają. Przecież ta arogancja, nieprawdopodobna hucpa i pewność, o których rozmawialiśmy na początku przy okazji Act of Killing, ma wzorce w kuriach biskupich” - powiedział. Jest jednak, jak mówi Peszek, nadzieja: "To jest z jednej strony przerażające, a z drugiej trzeba sobie uzmysłowić, że to kościółkowe pokolenie jest już na wymarciu. Jak wymrze, to Kościół się rozsypie i zacznie się proces korozji sprzężenia tych dwóch kolosów — to są prawdziwe bliźniaki — czyli Kościoła i władzy” - snuje historiozoficzne wizje Peszek, który podkreśla na koniec, że tylko wtedy będzie żyło się w Polsce „fajnie”.
Miałkość, prymitywizm, wtórność i ogólna żenada. Czy Peszek przeczytał w swoim życiu cokolwiek poza scenariuszami? Może Gombrowicza, na którego lubi się powoływać. Mało oryginalne, bo na tego pisarza środowisko Peszka lubi powoływać się bardzo często, co jednak wcale nie znaczy, by go czytało.
Gombrowicz jest jednak modny, zawsze przyda się, gdy chce się uderzyć w znienawidzoną władzę. Znienawidzoną i tyrańską, bowiem, jak zauważa Peszek, sytuacja artystów Polsce niewiele różni się od tej w Rosji.
„Nie mamy jeszcze takiej sytuacji jak w Rosji, ale jest ona podobna, choć rozgrywana w innych proporcjach — artyści są szykanowani, zastraszani, ich działania są blokowane, część z nich się ukrywa albo wyjeżdża” - przekonuje aktor, który wywiadu Onetowi udzielił chyba z piwnicy.
Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Przed laty spory rezonans wzbudziła wypowiedź córki Peszka, Marii, którą piosenkarka (z epizodem aktorskim) udzieliła Kubie Wojewódzkiemu. Przypomniał ją ostatnio na Twitterze Rafał Ziemkiewicz. "Gdyby moja ojczyzna popadła w jakieś tarapaty, myślę tu o sytuacji zbrojnej, to ja natychmiast zostaję dezerterem. Nie zostaję sanitariuszką, nie schodzę do kanału, pierwsza rzecz, jaką robię, to spier...am po prostu" - stwierdziła Peszek.
Takie to mamy elity intelektualne i patriotyczne.