Basia Poleszuk prosto z domu: nie damy sobie zamknąć ust!
Gościem red. Ryszarda Gromadzkiego w wieczornej rozmowie Telewizji Republika "W Punkt" była Basia Poleszuk. – Policjanci doskonale wiedzieli, kogo aresztowali. Później z ich strony padały groźby dotyczące moich bliskich. "Zachciało się wam tych marszy", "twoja mama jest w celi obok, zamartwia się o ciebie" – opisywała szantaż, jaki na niej stosowano.
– To okazja, aby spotkać ludzi po długiej przerwie. Są białoruskie koncerty, wydarzenia mniejszości narodowych. Na miejscu spotkałam mojego brata z narzeczoną, wielu znajomych. W skupisku ok. setki osób, policjant podszedł do jednego z chłopaków i uderzył go w brzuch. Zrobiono to zupełnie bez powodu – rozpoczęła opowieść feralnej nocy. – Zaczął się harmider. Wszyscy krzyczeli, nagrywali całe zajście. Później policja użyła gazu wobec tłumu. Dalej mało pamiętam. Zaczęłam się dusić… Mama objęła mnie w pasie. Znalazłam się w radiowozie, wezwano karetkę pogotowia. Świadomość odzyskałam dopiero w szpitalu – kontynuowała.
Policjanci wiedzieli, kogo zatrzymują?
– Policjanci doskonale wiedzieli, kogo aresztowali. Później z ich strony padały groźby dotyczące moich bliskich. "Zachciało się wam tych marszy", "twoja mama jest w celi obok, zamartwia się o ciebie" – wymieniała Basia Poleszuk.
– Pierwsze sprawy dawały mi złudzenie, że nie zostanę osądzona. "Przecież jestem w sądzie" – myślałam sobie. Starałam się walczyć, ale zderzyłam się z rzeczywistością. Układy, każdy każdego zna… Zdałam sobie sprawę jak to będzie wyglądać. Nie spodziewałam się jednak, że taki będzie finał tych zdarzeń – mówiła o złudnych nadziejach na początku batalii. – Chciano mnie uciszyć. Przed wyrokiem zwolniono mnie z pracy – dodała.
Kolejne zaskoczenia
Po tym przeszła do opisu realiów panujących w więziennych murach. Okazuje się, że tam również czekała ją niespodzianka. – Zostałam miło przyjęta. Współosadzone były wobec mnie życzliwe. Gdy spędza się z kimś dużo czasu, można się poznać. Gdy wychodziłam, usłyszałam od nich słowa otuchy – opisała.
– W wymiarze fizycznym, czas spędzony w więzieniu mnie nie złamał. Aspekt psychiczny to zupełnie inna kwestia. Zapewne będę się spotykała z atakami różnych środowisk, pokroju "Gazety Wyborczej"… muszę być tego świadoma. Dostałam jednak masę listów. Gdyby nie one, głosy wsparcia od obcych ludzi, na pewno byłoby mi dużo ciężej. Pierwszy list dostałam w Warszawie, gdy mój brat nagłośnił, że ich nie otrzymuje. Jestem niezwykle wdzięczna wszystkim, którzy je wysyłali – dziękowała.
Co dalej?
–Na początku miałam myśli, że rzucę to wszystko i wyjadę do miejsca, w którym da się spokój mi i mojej rodzinie. Później zrozumiałam, że nie mogę się tak łatwo poddawać. Wszystkie wartości, idee… Miałabym to porzucić? Dalej będziemy organizować marsze patriotyczne, dalej będziemy przypominać. Nie damy sobie zamknąć ust – zakończyła, dając wyraz swojej wytrwałości.
Barbara Poleszuk, działaczka związana ze środowiskami narodowymi, została prawomocnym wyrokiem sądu z sierpnia 2017 r. skazana na 4 miesiące pozbawienia wolności za podrapanie policjanta podczas manifestacji w Białowieży w 2016 r. Poleszuk rozpoczęła odbywanie kary 26 października 2018 r. Skazanie na karę bezwzględnego więzienia działaczki z Hajnówki wywołało kontrowersji i głosów oburzenia.