– No bo Duda chciałby w USA istnieć, a tam go nikt nie zna. Próbował się z kimś poznać, być aktywny, ale tak się nie da. Jak Obama przechodził obok, to Duda szybko z ręką do niego. A Obama: „no, no, ja idę do Wałęsy”. Więc trochę mi go szkoda, bo to jednak prezydent Polski, jednak naród go wybrał - stwierdził Lech Wałęsa w rozmowie z Wirtualną Polską.
– Za mnie mówiła moja koszulka. To ona do niego mówiła. Spojrzał na mnie i miał odpowiedź: Konstytucja! Ja już siedziałem w samolocie, on przechodził, spojrzał i wiedział, co mu mam do powiedzenia. Prawdę mówiąc, szkoda mi go - mówił o Andrzej Dudzie Lech Wałęsa.
– No bo Duda chciałby w USA istnieć, a tam go nikt nie zna. Próbował się z kimś poznać, być aktywny, ale tak się nie da. Jak Obama przechodził obok, to Duda szybko z ręką do niego. A Obama: „no, no, ja idę do Wałęsy”. Więc trochę mi go szkoda, bo to jednak prezydent Polski, jednak naród go wybrał. Przecież ja bym mu pomógł, mógłbym go z tymi ludźmi zapoznać, zrobić mu dobrą prasę. Ale przecież nie będę się mu narzucał - stwierdził Wałęsa w rozmowie z Wirtualną Polską.
– Kiedyś się spóźnił [prezydent Clinton-red.] na moje spotkanie pół godziny, więc jako dyplomata mu powiedziałem: "coś te amerykańskie zegarki nie bardzo chodzą". A on się tłumaczył, że telewizja NBC się spóźniła. A ja: "ale ja się z panem, a nie z NBC umawiałem". On: "no tak, ale pan jest znany, więc oni muszą pokazać w telewizji, że ja z panem pracuję, więc musiałem na nich poczekać" - przechwalał się.