- Oczywiście, kiedy relacjonuje się wojnę, to bardzo trudno rozeznać się w tym, co tak naprawdę się dzieje, ale w tym czasie straciłam wszelkie złudzenia. To była moja odpowiedź na pytanie, czy potrafię być fair, bo to był szczyt propagandy. Czułam, że jestem częścią czegoś zgniłego – mówi w rozmowie z Wojciechem Muchą Liz Wahl, amerykańska dziennikarka, która odeszła z pracy w Russia Today.
W „Gazecie Polskiej Codziennie” ukazała się rozmowa Wojciecha Muchy z amerykańską dziennikarką Liz Wahl, która odeszła z pracy w Russia Today, propagandowej stacji rosyjskiej.
- Gdy zaczynałam pracę, trwał protest Occupy Wall Street. Były demonstracje i wściekli ludzie protestujący przeciwko korupcji. Ludzie cieszyli się, gdy widzieli mikrofon RT, bo twierdzili, że inne media przemilczają ten temat. Ale w pewnym momencie z pokazywania rzeczywistej historii przerodziło się to w obsesję naszego rosyjskiego dyrektora, który nakręcał nas do przedstawienia protestów, nawet, gdy nic się nie działo. Chodziło o to, by pokazać USA jako kraj upadającej demokracji. Że Zachód nie jest w niczym lepszy niż Rosja – mówi Liz Wahl.
- Podawałam także informacje związane z Rosją i jej sojusznikami. Wtedy zaczęłam orientować się, że coś się nie zgadza. Gdy starano się wybielić zbrodnie i działania podejmowane przez dyktatorów. Gdy oskarżano Baszara al-Asada o to, że używa broni chemicznej, staraliśmy się znaleźć dowód na to, że opozycja antyasadowska także używa tej broni przeciw cywilom. To było coś dla mnie obrzydliwego – stwierdza dziennikarka.
- W dniu, w którym zdecydowałam się odejść, każda historia była bardzo daleka od rzeczywistości. Rosyjskie wojska na Ukrainie pokazywano jako obrońców rosyjskojęzycznej ludności. Oczywiście, kiedy relacjonuje się wojnę, to bardzo trudno rozeznać się w tym, co tak naprawdę się dzieje, ale w tym czasie straciłam wszelkie złudzenia. To była moja odpowiedź na pytanie, czy potrafię być fair, bo to był szczyt propagandy. Czułam, że jestem częścią czegoś zgniłego – mówi Wahl.
- Russia Today stara się wychwycić młodych dziennikarzy, którzy nie znają zasad zawodu. Dobrze, gdy pochodzą z antyestablishmentowego środowiska. Jedna z prezenterek, antyamerykańska, krytykowała politykę zagraniczną USA, twierdziła nawet, że 11 września był „wewnętrzną robotą” Waszyngtonu. I szefowie stwierdzili: „Wow! To ktoś, kogo szukamy!”. Za swój program zarabia dziesiątki tysięcy dolarów – ujawniała dziennikarka.
Całość wywiadu można przeczytać w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".