– Nie zakładamy, że wszystkie roszczenia są słusznie. Ale jeśli jest tam choć 50 proc. lub 70 proc., to trzeba zrobić wszystko, żeby pieniądze znalazły się u tych przedsiębiorców. Wczoraj nie występowałem w Sejmie celem stworzenia jakiegoś show. Bardzo dokładnie wskazywałem na problemy, które wytworzył poprzedni rząd – tłumaczył Adamczyk, dodając, że lista roszczeń zawiera 5 tysięcy firm.

Gość programu "W Punkt" mówił, że swoim środowym wystąpieniem chciał wywołać merytoryczną debatę. – Przez wiele lat, będąc w opozycji zabierałem głos, ostrzegając, najpierw premiera Donalda Tuska i jego ekipę, odpowiedzialną za inwestycje drogowe i kolejowe, a potem premier Ewę Kopacz. Ale oni nie zrobili nic, aby zapobiec temu dramatowi. Dlatego wczorajsza debata miała na celu wywołanie dyskusji. Jednak opozycja nie tylko niczego nie zrozumiała, ale nie chce przyjąć do wiadomości, do jakiej skali nieszczęść doszło, bo ludzie często odbierali sobie życie z tych powodów – podkreślił minister.

Jak dodał, w jednym z raportów NIK z 2015 r. jasno postawiono tezę, że nadzór nad inwestycjami drogowymi w GDDKiA był niedostateczny lub w ogóle nie istniał. – Czy to był przypadek? Przecież pomimo naszych apeli i próśb ci, którzy nadzorowali proces inwestycyjny, nie robili nic, żeby zmienić zasady gry. Coś się zaczęło zmieniać dopiero 2 lata temu – stwierdził Adamczyk. – Do 2012 r. autostrady i drogi ekspresowe budowano za średnią kwotę 42 mln złotych. Jednak w latach 2013-2015 budowano już za kwotę 36,7 mln złotych za kilometr. W sumie przez ostatnie 8 lat gdzieś wyparowało 410 km dróg, gdyby budować po cenach niemieckich, i ponad 700 km po cenach obowiązujących w Słowenii – przekonywał.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Adamczyk: Jedyny "sukces" poprzedniej ekipy to wybudowanie najdroższych autostrad