Lubelski radny PiS Tomasz Gontarz przeznaczył dietę na udostępnienie danych o cenach nieruchomości

Ukryte ceny transakcyjne mieszkań od lat sprzyjały deweloperom, pozostawiając kupujących w nierównej pozycji negocjacyjnej. Teraz jednak, za sprawą odważnej inicjatywy samorządowca z Lublina oraz rosnącej presji społecznej, zasłona tajemnicy zaczyna opadać. W dobie narastającego kryzysu mieszkaniowego coraz głośniej mówi się o konieczności pełnej jawności cen – tak, by każdy Polak wiedział, ile naprawdę kosztuje wymarzone „M”. Historia z Lublina, gdzie radny miejski przekazał własne środki na ujawnienie danych z Rejestru Cen Nieruchomości, staje się symbolem walki o uczciwy rynek i może zapoczątkować szersze zmiany w całym kraju.
Radny ujawnia prawdziwe ceny mieszkań w Lublinie
Niecodzienny krok podjął Tomasz Gontarz – radny miejski Lublina z klubu Prawo i Sprawiedliwość. Całą swoją wrześniową dietę radnego przeznaczył on na wykupienie danych z Rejestru Cen Nieruchomości (RCN) dla Lublina. Dzięki temu posunięciu pozyskano oficjalne informacje o rzeczywistych cenach, po jakich zawierano transakcje nieruchomości w mieście. Gontarz przekazał te dane społecznej inicjatywie Deweloperuch, która błyskawicznie udostępniła je na interaktywnej mapie w serwisie deweloperuch.pl. Efekt? Mieszkańcy Lublina zyskali darmowy dostęp do faktycznych cen sprzedaży mieszkań, co pozwala im sprawdzić, ile płacili inni za podobne lokale w okolicy, wzmacniając ich pozycję przy rozmowach z deweloperami i chroniąc przed przepłacaniem.
Gontarz tłumaczy, że zależało mu, aby Lublinianie zyskali narzędzie przy podejmowaniu jednej z najważniejszych decyzji życiowych – zakupu mieszkania. Wskazuje przy tym, iż deweloperzy latami ukrywali prawdziwe kwoty transakcji, co sztucznie napędzało spekulacje i windowało ceny. Upublicznienie danych z RCN postrzega on jako krok ku bardziej uczciwemu rynkowi, na którym wszyscy mają równe szanse negocjacyjne. Radny podkreśla, że jawny rejestr cen to potężne wsparcie nie tylko dla planujących zakup – którzy mogą twardo negocjować stawki – ale i dla tych, którzy już kupili mieszkanie, by zweryfikować, czy nie przepłacili.
Jawny Rejestr Cen Nieruchomości to nieocenione narzędzie dla mieszkańców Lublina planujących zakup mieszkania. Dzięki niemu mogą lepiej negocjować z deweloperami, aby obniżyć cenę. Pomaga też tym, którzy już kupili mieszkanie, zweryfikować, czy nie przepłacili. Wiele rodzin zaciąga kredyty na 20 czy 30 lat – mają prawo wiedzieć, ile zapłacił sąsiad za podobne lokum – podkreśla lubelski radny Tomasz Gontarz (PiS).
W mieście, gdzie średnia cena ofertowa mieszkania przekracza 10 tys. zł za metr kwadratowy, a wiele rodzin zaciąga kredyty na 20 czy 30 lat, możliwość poznania realnych cen transakcyjnych stanowi prawdziwą rewolucję. Gontarz przytacza przykład dwóch mieszkań w tym samym bloku przy ul. Dożynkowej – we wrześniu 2024 r. jedno sprzedano za 170 tys. zł, podczas gdy identyczny metraż w listopadzie kosztował już 360 tys. zł. Tak drastyczna dysproporcja obnaża, jak bardzo brak przejrzystości sprzyja chaosowi cenowemu i potencjalnym nadużyciom. Publiczny wgląd w RCN pozwala takie anomalie wychwycić i wykorzystać jako mocny argument przy negocjacjach cenowych. Nie bez powodu Gontarz mówi o końcu „ery tajnych cen” – bo to właśnie oznacza wyrównanie szans między deweloperem a zwykłym Kowalskim.
Jawność cen lekarstwem na spekulacje i asymetrię informacji
Polski kryzys mieszkaniowy ma wiele wymiarów. Szacuje się, że w kraju wciąż brakuje od 1,5 do nawet 2 milionów mieszkań, co oznacza ogromny popyt przewyższający podaż. Mimo że deweloperzy budują rekordowe liczby lokali, ceny utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. W takim układzie brak przejrzystości cenowej dodatkowo pogarsza sytuację kupujących, pozostawiając ich niemal bezbronnymi wobec dyktatu rynku sprzedającego.
Sprawa lubelskiego radnego wpisuje się w szerszy ogólnopolski trend działań na rzecz przejrzystości na rynku nieruchomości. Przez lata brak łatwego dostępu do danych o rzeczywistych cenach mieszkań dawał przewagę sprzedającym – głównie deweloperom – nad kupującymi. Ci pierwsi dysponowali wiedzą o szczegółach transakcji i faktycznych stawkach, podczas gdy przeciętny nabywca musiał bazować na często zawyżonych cenach ofertowych z ogłoszeń. Taka informacyjna „czarna dziura” napędzała zjawiska pokroju patodeweloperki – sprzedaży lokali po skrajnie wysokich stawkach lub wątpliwej jakości – oraz sprzyjała rozmaitym manipulacjom cenowym. Utajnianie realnych cen transakcyjnych utrudniało też ocenę, czy rynek nie wszedł w fazę bańki spekulacyjnej, pozwalając windować stawki bez odniesienia do faktycznej wartości mieszkań.
W rezultacie wielu Polaków, zwłaszcza młodych rodzin, podejmowało decyzje o wieloletnich kredytach hipotecznych niejako po omacku, bazując na niepełnej wiedzy o rynku. Nic dziwnego, że transparentność stała się hasłem kluczowym w debacie o kryzysie mieszkaniowym. Gdy ceny mieszkań biły rekordy, coraz donośniej domagano się systemowych zmian zapewniających jawność cen. Warto dodać, że według danych Eurostatu w latach 2010–2025 ceny mieszkań w Polsce wzrosły aż o 104%, podczas gdy średnia dla krajów UE wyniosła niespełna 53%. Mimo rosnących płac w tym okresie, tak drastyczny skok cen sprawił, że wielu rodzinom coraz trudniej pozwolić sobie na własne lokum. Nie brak głosów, że powszechnie dostępny RCN pomógłby śledzić rzeczywiste trendy cenowe, urealnić wyceny i ostudzić czysto spekulacyjne zapędy.
Należy dodać, że choć państwo od dawna gromadzi te informacje w ramach Rejestru Cen Nieruchomości, to dostęp do nich przez lata był praktycznie poza zasięgiem zwykłych obywateli. By uzyskać wgląd w konkretną cenę z aktu notarialnego, trzeba było wystąpić z formalnym wnioskiem do starostwa powiatowego i wnieść opłatę skarbową – niewiele osób decydowało się na tak czasochłonny i kosztowny krokmoney.pl. W efekcie rzeczywiste stawki transakcyjne pozostawały w zamkniętym urzędowym rejestrze, dostępne głównie dla profesjonalistów, takich jak rzeczoznawcy majątkowi, a dla większości kupujących były tajemnicą. To także kwestia zwykłej sprawiedliwości: skoro obywatel, kupując mieszkanie, ryzykuje dorobek życia, powinien mieć prawo znać prawdę o cenach na rynku.
Oddolna presja społeczna w walce o transparentność
Sukces takich działań, jak w Lublinie czy Olsztynie, szybko rozniósł się po kraju. W mediach społecznościowych pojawiły się apele, by również samorządowcy i parlamentarzyści z innych regionów sfinansowali wykup danych RCN dla swoich miejscowości, idąc w ślady radnego Gontarza i posła Cieszyńskiego. Idea jawności cen przerodziła się w ten sposób w obywatelską „sztafetę” transparentności, wywierającą coraz większą presję na samorządy w całej Polsce.
Oddolna presja zaczęła przynosić efekty jeszcze zanim rządowe rozwiązania weszły w życie. W Olsztynie opublikowanie danych z RCN wyceniono na 3,6 tys. zł – dostęp do nich postanowił sfinansować poseł Prawa i Sprawiedliwości Janusz Cieszyński (były minister cyfryzacji). Dzięki jego wpłacie do tamtejszego urzędu miasta Deweloperuch natychmiast udostępnił olsztyńskie dane, a aktywiści podziękowali parlamentarzyście za ten gest w mediach społecznościowych
Społeczna inicjatywa wywarła presję na decydentów, udowadniając zarazem, że technicznie „da się” udostępnić te dane już teraz – nie za dwa lata. Jednocześnie eksperci zauważają, że choć Deweloperuch daje szybkie efekty, to państwowy system docelowo zapewni pełniejszą wiarygodność i jednolity standard danych. Nie zmienia to faktu, że ruch obywatelski odegrał istotną rolę: pokazał ogromne zapotrzebowanie na jawność i przyspieszył działania władz na rzecz transparentności rynku.
Koniec tajemnic cenowych – od regulacji do nowej rzeczywistości
Nacisk społeczny zbiegł się w czasie z działaniami legislacyjnymi. We wrześniu br. Sejm niemal jednogłośnie opowiedział się za pełnym uwolnieniem Rejestru Cen Nieruchomości – 425 posłów zagłosowało za zniesieniem opłat za dostęp do tych danych, nikt nie był przeciw. Oznacza to, że już wkrótce każdy zainteresowany będzie mógł bezpłatnie sprawdzić w publicznym rejestrze, po ile faktycznie sprzedano mieszkania i domy w całej Polsce. Nowelizacja Prawa geodezyjnego i kartograficznego, która to umożliwia, została uchwalona i czeka na wejście w życie wiosną 2026 roku.
Co więcej, od 11 września br. obowiązują już przepisy nakładające na deweloperów obowiązek publikowania cen ofertowych wszystkich sprzedawanych lokali – wraz z kosztami miejsc postojowych, komórek lokatorskich i innych opłat, które musi ponieść kupujący. To ważny krok ku przejrzystości, lecz dotyczy jedynie cen ofertowych. Prawdziwą rewolucją będzie dopiero upublicznienie cen transakcyjnych z RCN, które pokazują, ile strony faktycznie płacą i otrzymują przy finalizacji umów.
Przyjęta ustawa znosząca opłaty za RCN kończy wieloletnią anomalię, w której obywatele musieli uiszczać opłaty za dostęp do informacji o cenach na własnym rynku. Dla samorządów oznacza to co prawda utratę około 8 milionów złotych rocznie dochodów (średnio ~20 tys. zł na powiat) związanych z opłatami RCN. Posłowie PiS proponowali zapewnienie gminom rekompensaty za te utracone wpływy, jednak poprawka w tej sprawie została odrzucona głosami większości sejmowej.
Mimo tych kontrowersji koszty jawności wydają się niewielkie w porównaniu z potencjalnymi korzyściami. Dla porównania, uruchomienie państwowego Portalu Danych o Obrocie Mieszkaniami (DOM) oszacowano na ponad 21–26 mln zł w pierwszych dwóch latach, a jego utrzymanie ma kosztować 4–5,7 mln zł rocznie. Portal DOM – projektowany od lat i planowany do pełnego wdrożenia najwcześniej w 2027 r. – ma być centralną bazą prowadzoną przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Obejmie on zarówno rynek pierwotny, jak i wtórny, z niemal bieżącą aktualizacją danych z aktów notarialnych i od deweloperów, udostępniając wyniki w formie raportów i interaktywnych map. W przyszłości możliwe jest też rozszerzenie Portalu DOM o informacje z rynku najmu – na wzór rozwiązań stosowanych w Hiszpanii. To ambitne, lecz kosztowne przedsięwzięcie.
Tymczasem inicjatywa społeczna pokazała, że pewne rezultaty można osiągnąć szybciej i o wiele taniej. Obie ścieżki – rządowa i obywatelska – w gruncie rzeczy się uzupełniają. Państwowy Portal DOM zapewni jednolite, zweryfikowane dane z urzędu, zaś oddolne projekty typu Deweloperuch już teraz zwiększają presję na przejrzystość i pomagają tysiącom obywateli lepiej zorientować się w realiach rynku.
Warto zauważyć, że przedstawiciele branży deweloperskiej również popierają ideę większej transparentności, choć studzą oczekiwania co do spadku cen. Zwracają uwagę, że ceny mieszkań zależą głównie od kosztów budowy i gruntów, a nie od samej informacji, więc jawność nie spowoduje automatycznego załamania stawek. Niemniej pełna otwartość wymusi bardziej uczciwą rywalizację o klienta i wyższą jakość obsługi – bo przy wszystkich kartach na stole kupujący będą baczniej analizować, za co płacą.
Polski rynek nieruchomości stoi więc u progu nowej ery jawności. Dzięki determinacji społeczników i działaniom odpowiedzialnych polityków kończy się czas cen skrywanych po szufladach akt notarialnych. Nabywcy mieszkań – od Lublina po największe metropolie – zyskują wreszcie oręż w postaci rzetelnej informacji. A deweloperzy muszą przygotować się na to, że klient przychodzi na rozmowy z konkretnymi danymi w ręku, świadomy ile warte są cztery kąty, o które się targuje. To zdrowa zmiana, która może ostudzić rozgrzany rynek i przywrócić mu równowagę. Jawność cen mieszkań, jeszcze niedawno postulat garstki aktywistów, staje się faktem – z korzyścią dla wszystkich uczciwych uczestników rynku.
Źródło: Tomasz Gontarz (Portal X), Eurostat, Olsztyn.com.pl, Lublin 24.pl, Portal TV Republika
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X