UJAWNIAMY: Tęczowa nawałnica – już 185 000 zł w 3 dni! 2 razy więcej niż oba sztaby kandydatów razem wzięte!

Portal Telewizji Republika ujawnia, że 22 maja Fundacja Liberté! wystrzeliła z facebookową ofensywą za ok. 42 tys. zł w jeden dzień. Wydali prawie dwa razy więcej niż sztaby Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego razem wzięte w systemie Meta Ads. To był jednak dopiero rozruch silników. W ciągu zaledwie trzech dni (22–24 maja) wydała na promocję od co najmniej 132 tys. zł do nawet 195 tys. zł. Średnio daje to 44–65 tys. zł dziennie.

Kto zyskuje, kto traci?
Formalnie kampania ma charakter „pro-frekwencyjny”. W praktyce przekaz idealnie pokrywa się z retoryką Rafała Trzaskowskiego – prezydenta Warszawy i kandydata, którego elektorat niemal w całości lokuje się na przecięciu haseł ekologicznych, światopoglądowo-liberalnych i proeuropejskich. Wystarczy rzut oka na demografię stolicy: najwyższa koncentracja użytkowników, którym Meta przypisuje zainteresowanie LGBT+, prawami zwierząt i miejską ekologią, pokrywa się z bastionem Trzaskowskiego.
Karol Nawrocki, kandydat konserwatywny, w tej układance nie istnieje. Jego sztab ograniczył się do kilkunastu reklam z budżetem 12 592 zł i o wiele skromniejszym zasięgiem. W języku marketingu to „noise floor” – szum tła, który ginie pod naporem kolorowej ofensywy Liberté!.
Pierwszy dzień – finansowa kanonada
Wspomniana tabela z Biblioteki Reklam (widok dzienny) pokazuje, że tylko 22 maja Fundacja Liberté! wydała na kampanię 42 654 zł. Sztab Trzaskowskiego – 12 081 zł, sztab Nawrockiego – 12 592 zł. Proporcja? 2 : 1 na korzyść fundacji. Jeszcze ciekawsze jest tempo wzrostu: następnego dnia budżet Liberté! wzrósł o blisko połowę, a 23/24 maja wprowadzono pakiet czterech najdroższych spotów (10–15 tys. zł każdy). Krótko mówiąc – to, co dla komitetów jest sufitem wydatków, dla fundacji okazuje się rozgrzewką.
W czwartek 22 maja w Bibliotece Reklam Mety pojawiły się pierwsze kreacje podpisane enigmatycznym hasłem „Wybierzmy Przyszłość”. Trzy doby później system Mety pokazywał już kilkadziesiąt aktywnych reklam, nakierowanych niemal wyłącznie na młody, lewicowo-liberalny elektorat. Za kampanią stoi Fundacja Liberté! – ta sama, która od lat pozycjonuje się jako „think-tank centrowo-proeuropejski”. Tyle że tym razem zamiast dyskutować, fundacja postawiła na mięśnie finansowe. W ciągu zaledwie trzech dni (22–24 maja) wydała na promocję od co najmniej 132 tys. zł do nawet 195 tys. zł. Średnio daje to 44–65 tys. zł dziennie. Dla porównania: 22 maja – w dniu startu kampanii – Liberté! przepaliła 42 654 zł, czyli blisko dwukrotność łącznych wydatków sztabów Rafała Trzaskowskiego (12 081 zł) i Karola Nawrockiego (12 592 zł). Pytanie brzmi: czy mamy do czynienia z wielką akcją obywatelską, czy z obejściem limitów kampanijnych w białych rękawiczkach?
Anatomia kampanii: liczby, zasięgi, target
Meta kategoryzuje reklamy wyborcze według przedziałów kosztowych. W materiałach Liberté! pojawiają się niemal wszystkie możliwe widełki – od „<100 zł” aż po „10–15 tys. zł” za pojedynczą kreację. Łącznie:
- 4 spoty kosztowały między 10 a 15 tys. zł każdy (min. 40 tys., maks. 60 tys.).
- 2–3 kreacje mieściły się w przedziale 7–8 tys. zł (min. 14 tys., maks. 16 tys.).
- Kolejne kilkanaście oscylowało między 1 a 6 tys. zł.
- Reszta – kilkadziesiąt krótkich grafik i rolkek – to koszty rzędu 100–900 zł.
Suma dolnych granic daje nam wspomniane 132 tys. zł. Gdy zsumujemy górne granice, dostajemy 195 tys. zł. Nawet gdyby Meta przeszacowała z zyskiem, trudno uciec od wniosku, że Liberté! spaliła w 72 godziny pół miesięcznego budżetu przeciętnego komitetu w kampanii prezydenckiej.
Nie bez znaczenia jest też skala wyświetleń: cztery najdroższe spoty osiągnęły prawie pół miliona odsłon każdy, a większość pozostałych mieści się w widełkach 10–80 tys. Oznacza to, że w ciągu trzech dni reklamy Liberté! mogły dotrzeć nawet do 4–5 mln unikalnych użytkowników – czyli do połowy wyborców aktywnych w social media.
Astronomiczne wydatki Fundacji Liberté to kolejna kontrowersyjna ofensywa "profrekwencyjna" tej kampanii wyborczej. Tym razem skierowana do lewicowego elektoratu, odwołująca się do posulatów społeczności LGBT i praw zwierząt. Kolejne ogromne kwoty wydawane poza kontrolą PKW. To trzeba zbadać, pilnie! - komentuje Piotr Okulski, ekspert ds. komunikacji strategicznej w Obserwatorium Rozwoju Gospodarki i Demokracji.

Dlaczego to wątpliwe?
- Obejście limitów
Polskie prawo wyborcze ogranicza wydatki komitetów, ale nie reguluje do końca „kampanii edukacyjnych” prowadzonych przez fundacje. W efekcie można pompować setki tysięcy złotych w reklamę, która de facto wspiera jednego kandydata, a formalnie „namawia do głosowania”. Brak symetrii
Sztaby Trzaskowskiego i Nawrockiego skrupulatnie raportują każdy grosz do PKW. Fundacja – jedynie do finansowego sprawozdania NGO, opublikowanego miesiące po wyborach.Czy mamy do czynienia z nowym, cyfrowym Komitetem Obywatelskim – czy raczej z poligonem do testowania, jak daleko można przesunąć granice prawa wyborczego? Odpowiedź poznamy, gdy PKW – lub wyborcy – powiedzą „sprawdzam”.
Źródło: Analiza Portalu TV Republika
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Jesteśmy na Youtube: Bądź z nami na Youtube
Jesteśmy na Facebooku: Bądź z nami na FB
Jesteśmy na platformie X: Bądź z nami na X