Nieudany zamach przeprowadzony 20 lipca 1944 roku na Adolfa Hitlera to najbardziej znany akt oporu wobec wodza III Rzeszy. Jego organizator- pułkownik Claus von Stauffenberg do dziś budzi kontrowersje.
Hitler miał dość specyficzne podejście do kwestii swojego bezpieczeństwa. Z jednej strony wszędzie doszukiwał się spisku, bał się o swoje życie, zaś z drugiej strony podejmował dość lekkomyślne decyzje, często utrudniając pracę swoim ochroniarzom. Zdarzało się tak, że kiedy samochód z Hitlerem przeciskał się przez tłum, to Fuhrer zamiast siedzieć spokojnie, zgodnie z zaleceniami ochrony, to wstawał ułatwiając potencjalnemu zamachowcy zadanie. Jednak warto podkreślić, że właśnie taka spontaniczność uratowała mu niejednokrotnie życie.
Zamach na Adolfa Hitlera w Warszawie
5 października 1939 roku Fuhrer mógł stracić życie w Warszawie. Przybył wtedy na defiladę z okazji zwycięstwa jego wojsk i kapitulacji polskiej stolicy. Cała impreza miała odbyć się na Alejach Ujazdowskich, ale nie było to wydarzenie otwarte. Polaków pozamykano w domach pod groźbą śmierci. Wzięto również 400 zakładników, których miano wymordować, jeśli tylko jakiemuś Niemcowi spadłby włos z głowy. Mimo tego Polacy postanowili zabić Hitlera. Nasi żołnierze ukryli pod ulicą poł tony trotylu. Ktoś kto znalazłby się w miejscu eksplozji niemiałby żadnych szans. Wszystko było już gotowe i wystarczyło czekać, aż Adolf przejedzie Ujazdowskimi. Polacy wiedzieli, że Hitler jest spontaniczny i nie byli pewni, czy w ostatniej chwili nie zmieni on zdania. Stawka była niezwykle wysoka. W przypadku, gdyby poszło coś nie tak 400 zakładników poniosłoby śmierć. Tę świadomość miał też saper, który miał detonować ładunek. Nie miał on pewności, czy w aucie na pewno jest Hitler i zaniechał detonacji ładunku wybuchowego ukrytego pod ulicą. Są też inne teorie czemu zamach się nie powiódł. Jedna z nich mówi, że był problem z podłączonymi kablami i z tego powodu nie doszło do detonacji.
Niemcy odkryli pułapkę dopiero podczas czyszczenia terenu po defiladzie. Przeprowadzili śledztwo, ale bez skutku. Do Hitlera bardzo szybko dotarła informacja, że nie jest w Warszawie mile widziany, i że na Polaków trzeba uważać.
Kwatera Hitlera na szynach
Polacy mieli kolejną szansę na zabicie Hitlera w jednym z miejsc, w których czuł się bardzo bezpiecznie, mianowicie w Brandenburgii. Tak nazywał się specjalny "super pociąg". To był jego schron na szynach, którego wagony zrobione były z pancernej blachy, a w taborze były też dwa wagony przeciwlotnicze i wagon łączności. Przed głównym pociągiem jechała specjalna lokomotywa, która miała za zadanie przyjąć na siebie wszystkie ewentualne pułapki na trasie. Wagon Hitlera przypominał małą wille na szynach, która była przy tym niesamowicie bezpieczna.
Nadarzyła się okazja i Polacy postanowili zaatakować pociąg 8 czerwca 1942 roku Hitler wyjechał z Kętrzyna do Berlina. Część tej trasy przebiegała przez zalesione tereny i tam Adolf miał zginąć. Operacja nazywała się ,,Wiedeńska Krew’’. Polacy rozkręcili tory i pociąg miał się wykoleić. Byli przebrani w mundury SS i mówili po niemiecku, przez co nie wzbudzali podejrzeń przez patrolujące wojska. Po demontażu torów schowali się do pobliskiego lasu i czekali. Nagle usłyszeli stukot nadjeżdżającego pociągu. Po chwili maszyna wypadła z torów, a wtedy nasi wybiegli z lasu i zaczęli strzelać do wykolejeńców. Zginęło wtedy 200 Niemców i 2 generałów, lecz niestety nie sam Hitler. W ostatniej chwili postanowił zatrzymać się w Malborku. W międzyczasie jego pociąg wyprzedził inny. Polacy nie mieli prawa o tym wiedzieć, bo to była spontaniczna decyzja. Po raz kolejny Hitler zawdzięczył życie niebywałemu szczęściu.
Bomba w kwaterze Hitlera nazywanej Wilczym Szańcem
Najbliżej udanego zamachu na Fuhrera byli Niemcy. Stało się to na Mazurach, w równie doskonale strzeżonym miejscu – w Wilczym Szańcu. To był dom Hitlera, więc nie ma się co dziwić, że był bardzo dobrze strzeżony.
Bomba w kwaterze Hitlera nazywanej Wilczym Szańcem eksplodowała o 12:42. Miała zabić przywódcę Trzeciej Rzeszy. Ładunek podłożył oficer Wehrmachtu pułkownik Claus von Stauffenberg. Ten początkowo zapalony nazista, nie widzi już innego wyjścia, jak zgładzenie dyktatora. „Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko go zabić” – mówił kilka dni wcześniej swoim najbliższym współpracownikom.
Stauffenberg jest nie tylko zamachowcem, ale też najważniejszym organizatorem zakrojonego na szeroką skale puczu, za którym stali wysocy rangą konserwatywni przedstawiciele wojska, dyplomaci i urzędnicy. 20 lipca 1944 roku pułkownik opuścił barak kwatery Wilczy Szaniec na krótko przed eksplozją bomby zegarowej. Chwilę potem wsiadł do samolotu do Berlina, przekonany, że Führer nie żyje. W stolicy trwała już Operacja Walkiria – plan przygotowany przez Wehrmacht na wypadek ewentualnych zamieszek. Spiskowcy, którzy zajmują wiele wpływowych stanowisk w aparacie państwa, chcą wykorzystać Walkirię do swoich celów.
Adolf Hitler przeżył zamach, został tylko lekko ranny. Szeroko otwarte z powodu upału okna, a także masywny dębowy stół, przy którym odbywała się narada, rozproszyły siłę wybuchu. Mimo to pucz wciąż miałby szanse powodzenia, gdyby wszyscy zaangażowani bez wahania kontynuowali akcję. Ale są opóźnienia, wpadki, mści się niedostateczne planowanie. Część uczestników spisku nie wytrzymuje presji. Pozostają bierni albo przechodzą na drugą stronę. Wieczorem wiadomo już, że próba puczu zakończyła się fiaskiem. Hitler przez radio wygłasza mowę do narodu mówiąc, że uratowała go opatrzność. Stauffenberg i wielu innych zostaje aresztowany i jeszcze tej samej nocy rozstrzelany. Reszta zostaje wykryta później. W sumie życie straci około 200 osób zaangażowanych w antyhitlerowski spisek. Zdaniem historyka Wolfganga Benza jednym z głównych powodów porażki było to, że w akcji nie wziął udział żaden ze znanych i wpływowych dowódców Wehrmachtu, jak choćby Erwin Rommel. – Przynajmniej jeden z nich musiałby stanąć na czele spisku, żeby ludzie mogli powiedzieć: Aha, nawet Rommel uważa, że Hitler jest zbrodniarzem – ocenia.
Polecamy Nasze programy
Wiadomości
Najnowsze
Badania mężczyzn - Movember na świecie | Republika Wstajemy
Napisał do nas funkcjonariusz policji: "sytuacja w naszej służbie staje się coraz bardziej dramatyczna"
Hospicjum Sióstr Felicjanek: Miejsce, gdzie nadzieja spotyka się z opieką | Republika Wstajemy
Polska 2 listopada – co wydarzyło się tego dnia