Bitwa Warszawska to pierwsze zwycięstwo nad „Imperium Zła”. Tu bolszewizm przegrał z „przypływem polskiego patriotyzmu - pisze Jakub Maciejewski w Tygodniku "Gazeta Polska".
Ranking najważniejszych bitew świata, w którym Cud nad Wisłą plasuje się na osiemnastym miejscu, został ułożony według chronologii. Gdyby zapisać go pod względem ważności Bitwa Warszawska byłaby przynajmniej w pierwszej dziesiątce, a może stałaby na podium, bowiem choć wcześniejsze wojny zmieniały świat, to rok 1920 mógł ten świat zniszczyć.
„Międzynarodówka Komunistyczna zwycięży na całym świecie” – przekonywał wysoko postawiony komunista Grigorij Zinowiew niespełna dwa lata po rewolucji październikowej. „Za rok cała Europa będzie komunistyczna” – twierdził w rozmowach z innymi komunistami. W tym czasie między Leninem, Stalinem a Trockim trwała dyskusja nad kształtem świata po zwycięstwie rewolucji – czy między Lizboną a Władywostokiem powinien być jeden komunizm ze stolicą w Moskwie? Stalin, niemający jeszcze takiej pozycji jak dekadę później, nieśmiało oponował – czynnik narodowy miał, wedle jego marksistowskiej interpretacji, być nadal silny. Niemcy nie zaakceptują swojej pozycji jako filii niemieckiego komunizmu – tłumaczył Leninowi i postulował stworzenie zachodniej wspólnoty komunistycznej ze stolicą w Berlinie. „Walka o komunizm przeniesie się do Ameryki” – wieszczył dalej Zinowiew. Faktycznie, w 1919 roku powstała Komunistyczna Partia USA, będąca później gniazdem agentów o zmienionej tożsamości – tzw. nielegałów. Z kolei Lew Trocki przyglądał się Persji (Iranowi) i Chinom – tam widząc potencjał do dalszego pochodu rewolucji. (…)
Bitwa w dziejach świata
Tymczasem na Zachodzie orkiestra grała symfonię pokojową – Wielka Wojna 1914-1918 miała być ostatnią traumą i za odległą Polskę nikt nie chciał ginąć. Bolszewicy byli zdumieni biernością, a nawet życzliwością brytyjskiego rządu, snuli więc swoje plany: „trzeba podnieść kotwicę i ruszyć w drogę, dopóki imperializm nie zdążył jeszcze naprawić swojej rozwalającej się fury”. W Niemczech i na Węgrzech wciąż wrzało, a komuniści w krajach romańskich czekali na towarzyszy ze wschodu. Francuzi byli jedynym narodem, który wspierał wysiłki obronne Rzeczpospolitej. Oprócz dostaw broni, do Polski przybyli oficerowie francuscy, w tym marszałek Ferdinand Foch, który po latach nie będzie się wzbraniał przed przyjęciem laurów autora zwycięstwa nad Wisłą, a także młody pułkownik Charles de Gaulle, późniejszy przywódca wolnej Francji i prezydent V Republiki.
Choć dowództwo bolszewickie nie miało wątpliwości, że Armia Czerwona wkrótce zajmie Warszawę, stolica Polski nadal się broniła. Nie opuścił jej nuncjusz apostolski Achilles Ratti, choć słychać już było kanonadę rosyjskiej artylerii. To wysokie morale w Polsce miało nie tylko znaczenie metafizyczne, bowiem nieśmiertelną doktryną wojenną komunizmu pozostaje walka na wewnętrznym froncie. Gdy bolszewicy planowali zająć Europę już w 1919 i 1920 roku, wiedzieli, że największym sojusznikiem będą ruchy lewicowe, rozsadzające obronę państwa od wewnątrz: poprzez strajki, dezercje i sabotaże. Udałoby się to w Niemczech, ale odniosło fiasko w Polsce – nawet Lenin przyznał, że bolszewizm przegrał z „przypływem [polskiego] patriotyzmu”.
Gdy z rozkazu Józefa Piłsudskiego 16 sierpnia ruszyło znad Wieprza kontruderzenie 4 Armii Wojska Polskiego losy wojny polsko-bolszewickiej szybko zostały przesądzone – zaskoczenie i odcięcie Frontu Zachodniego Armii Czerwonej od reszty wojska zatrzymało nie tylko bagnety sowieckie, ale także polityczne plany Lenina. Zło jednak, także bolszewickie, nie porzuca swoich aspiracji raz na zawsze, a jedynie odkłada je w czasie. Dwie i pół dekady później komuniści przyszli raz jeszcze stosując sprawdzone i wydoskonalone techniki: eliminację starych elit i wstawianie w ich miejsce nowych, nadawania innej tożsamości łącznie z wpisywaniem do kalendarza nowych świąt i rytuałów. Od wyniku Bitwy Warszawskiej zależał więc los nie tylko granic, dynastii królewskich czy jakiegoś państwa, ale definicji człowieczeństwa – i to na wszystkich kontynentach.
Cały artykuł Jakuba Maciejewskiego o przebiegłości bolszewików i ich próbie „podmiany” polskich elit rządowych podczas wojny roku 20. w tygodniku GP.