Jeden z ochroniarzy, który pracował w noc ataku terrorystycznego na halę Manchester Arena, przyznał we wtorek, że miał złe przeczucia co do Salmana Abediego, ale nie interweniował, bo obawiał się, że zostanie oskarżony o rasizm. W ataku w 2017 r. zginęły 22 osoby.
Jednym z zeznających we wtorek był Kyle Lawler, 18-letni wówczas pracownik firmy ochroniarskiej Showsec. Na kilka minut przed atakiem inny jeden z widzów zwrócił uwagę innego ochroniarza na Abediego, a ten przekazał to Lawlerowi i obaj razem zaczęli obserwować późniejszego sprawcę. Jak zeznawał po zamachu, próbował poinformować główne stanowisko kontroli, ale ponieważ nie mógł się połączyć, zrezygnował. Nie podszedł też do Abediego, choć miał złe przeczucia, bo nie miał żadnych dowodów, które by je uzasadniały i bał się, że jeśli nie ma racji, będzie miał kłopoty. To była ostatnia okazja do zatrzymania terrorysty.
- Nie byłem pewien, co robić. Bardzo trudno jest wskazać terrorystę. Wiedziałem, że może to równie dobrze być niewinny mężczyzna azjatyckiego pochodzenia. Nie chciałem, żeby ludzie myśleli, że go stereotypuję ze względu na jego rasę. Bałem się, że się pomylę i zostanę nazwany rasistą - gdybym się mylił, wpadłbym w kłopoty. To sprawiło, że się wahałem. Chciałem to zrobić dobrze, a nie schrzanić poprzez nadmierne reagowanie lub ocenianie kogoś po jego rasie - zeznał po zamachu Lawler. Tamte jego zeznania złożone wówczas policji zostały odczytane we wtorek przed sądem w Manchesterze i Lawler je potwierdził.
Jak się oczekuje, śledztwo potrwa do wiosny przyszłego roku. W sierpniu tego roku brat sprawcy, Hashem Abedi, został skazany na co najmniej 55 lat więzienia za współudział w zabójstwie 22 osób i usiłowanie zabicia kolejnych. Zamach w Manchesterze był najtragiczniejszym pod względem liczby ofiar śmiertelnych aktem terrorystycznym w Wielkiej Brytanii od czasu serii ataków w londyńskich środkach transportu publicznego w lipcu 2005 roku.