Pożary w australijskich stanach Nowa Południowa Walia i Wiktoria zniszczyły przeszło 200 domów. Zginęło co najmniej 15 osób. Krajobraz w wielu miejscach, takich jak np. miasto Cobargo, przypomina plan zdjęciowy do postapokaliptycznego filmu.
Ogień strawił przeszło cztery miliony hektarów buszu. Tysiące ludzi szukają schronienia na nadmorskich plażach. Dziś sytuacja nieco się poprawiła, ale nadal jest trudna.
Policja dostarczyła łodziami 1600 litrów wody pitnej do nadmorskiego miasteczka Mallacoota, odciętego od świata przez ogień. Funkcjonariusze przywieźli też żywność i medykamenty. W walce z ogniem weźmie także udział marynarka wojenna i wojsko.
W południowo-zachodniej Australii od trzech lat panuje susza. Pożarom sprzyja upał i silny wiatr. Dziś pogoda nieco się poprawiła, ale meteorolodzy prognozują, że pod koniec tygodnia znowu się pogorszy.
Tegoroczny sezon pożarów w Australii rozpoczął się wyjątkowo wcześnie i przynosi większe niż w poprzednich latach tragiczne żniwo. Gwałtowność żywiołu i niezwykle wysokie temperatury przypisywane są zmianom klimatu.
Najgroźniejsze pożary, które przeszły do historii Australii jako "czarna sobota", wydarzyły się 7 lutego 2009 roku, kiedy to temperatura wzrosła tam do 46,4 st. C, a w ogniu zginęły 173 osoby. Tragedię tę uznano za największą klęskę naturalną w dziejach Australii.