Rumuni wychodzą na ulice i chcą powtórki wyborów
Przez stolicę Rumunii - Bukareszt, przeszła w niedzielę kilkudziesięciotysięczna demonstracja, której uczestnicy domagali się przeprowadzenia II tury wyborów prezydenckich. Sąd konstytucyjny unieważnił wybory, gdy pierwszą turę 24 listopada ub.r. wygrał kandydat Calin Georgescu. Był to największy dotąd protest przeciwko odwołaniu wyborów.
"Protestujemy przeciwko zamachowi stanu z 6 grudnia i domagamy się powrotu do demokracji poprzez wznowienie wyborów od II tury"
- oświadczył George Simion, lider partii Sojusz na rzecz Zjednoczenia Rumunów (AUR), która zorganizowała protest. "Protesty będą kontynuowane, dopóki nie zostaną spełnione wszystkie nasze żądania" - zapowiedział.
Policja oszacowała liczbę uczestników na 20 tys., lecz zdaniem organizatorów udział w marszu mogło wziąć 100 tys. osób.
6 grudnia, w posunięciu, które spolaryzowało wyborców, rumuński sąd konstytucyjny unieważnił wybory prezydenckie, na dwa dni przed II turą i nakazał powtórzenie całego procesu wyborczego. Podjął tę decyzję na podstawie dokumentów, wskazujących, że kampania Georgescu - wcześniej nieznanego szerszej publiczności polityka - była wynikiem manipulacji, która mogła być zorganizowana lub wspierana spoza kraju - przypomniała agencja Reutera. Sąd nakazał powtórzenie wyborów w całości.
Proeuropejska koalicja rządowa nie zatwierdziła jeszcze kalendarza wyborczego, lecz liderzy partii zgodzili się na przeprowadzenie dwóch tur wyborów w dniach 4 i 18 maja. Iohannis, którego kadencja wygasła 21 grudnia, pozostanie na stanowisku do czasu wyboru jego następcy.
Uczestnicy niedzielnej demonstracji skandowali "Wolność!" i "Przywróćcie drugą turę!". Niektórzy protestujący nieśli portrety Georgescu lub ikony prawosławne.
"Nasze prawo wyborcze zostało złamane" - powiedział reporterowi brytyjskiej agencji Bogdan Danila, 43-letni kierowca ciężarówki. "Ponadto Iohannis był u władzy przez 10 lat i nic nie zrobił dla ludzi, a partie nas zdradziły, wszystkie są skorumpowane. Chcemy czegoś innego".
"Władze muszą powiedzieć, dlaczego odwołały wybory, chcemy zobaczyć dowody" - powiedziała Cornelia, 57-letnia ekonomistka owinięta rumuńską flagą, która odmówiła podania swojego nazwiska. "Narzucą nam przywódcę, jak za dawnych czasów".
Źródło: PAP
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.