M. Barnier: Czekamy na reakcję Wielkiej Brytanii ws. dalszych rozmów o brexicie
Czekamy na reakcję Wielkiej Brytanii ws. dalszych rozmów - napisał główny negocjator brexitu z ramieniu UE Michel Barnier. Francuz w poniedziałek rozmawiał ze swoim brytyjskim odpowiednikiem.
Przywódcy UE uzgodnili w czwartek na szczycie w Brukseli, że będą nadal prowadzić negocjacje z Wielką Brytanią w sprawie zawarcia nowej umowy handlowej „w nadchodzących tygodniach”, ale także zintensyfikują przygotowania na wypadek niepowodzenia tych rozmów.
Wezwali Wielką Brytanię do „podjęcia niezbędnych kroków, aby porozumienie było możliwe. W przyjętych konkluzjach podkreślili też, że postępy w rozmowach z Londynem w sprawie zawarcia umowy handlowej obowiązującej po brexicie są „wciąż niewystarczające”.
Jeśli chodzi o projekt ustawy o rynku wewnętrznym, przedłożony przez rząd Wielkiej Brytanii, przywódcy zaznaczyli, że umowa o wystąpieniu i jej protokoły muszą zostać w pełni i terminowo wdrożone.
Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel powiedział na konferencji w Brukseli w piątek, że UE jest zjednoczona i zdeterminowana, aby osiągnąć porozumienie, "ale nie za wszelką cenę”. „Jesteśmy w 100 proc. zjednoczeni” - powiedział, apelując do Londynu, aby „podjął niezbędne kroki” w celu odblokowania negocjacji.
Wielka Brytania opuściła UE 31 stycznia. W okresie przejściowym, obowiązującym do końca 2020 roku, strony starają się wynegocjować umowę w sprawie przyszłych relacji. W tym czasie Zjednoczone Królestwo jest wprawdzie poza instytucjami unijnymi, ale stosuje się do praw i obowiązków związanych z przynależnością do Wspólnoty oraz korzysta z wynikających z tego przywilejów, w tym z uczestnictwa w jednolitym rynku.
Po kolejnych rundach negocjacji w sprawie przyszłych relacji, które zakończyły się minimalnymi postępami, strony zgodziły się, że potrzebny jest "nowy impuls" w rozmowach.
Atmosfera nie jest dobra - Londyn zarzuca Brukseli złą wolę, a Bruksela oskarża Downing Street o niedotrzymywanie wcześniejszych ustaleń.
Punktem spornym jest to, co Bruksela nazywa równymi warunkami gry. UE obawia się, że Wielka Brytania zacznie stosować "dumping regulacyjny" i chcąc zyskać przewagę konkurencyjną, będzie obniżać standardy w zakresie praw pracowniczych, ochrony środowiska czy praw konsumenckich.
UE chce zatem, by w zamian za dostęp do unijnego rynku Wielka Brytania dostosowywała się do unijnych regulacji, także tych przyszłych. Londyn uważa, że byłoby to zaprzeczeniem idei brexitu, który polega na tym, by się uwolnić od unijnych regulacji, ale zarazem wskazuje na cały szereg przykładów, gdzie brytyjskie regulacje są bardziej wyśrubowane niż unijne i których nie zamierza zmieniać.
Patowa sytuacja utrzymuje się też w kwestii rybołówstwa. Wielka Brytania chciałaby pełnego dostępu do unijnego rynku dla swoich produktów rybnych, ale UE domaga się w zamian takiego samego dostępu do brytyjskich łowisk, jaki ma obecnie, co z kolei jest nie do zaakceptowania dla Downing Street, a jeszcze bardziej dla brytyjskich rybaków, którzy w nadziei na niezależną politykę w rybołówstwie masowo poparli brexit.
Wreszcie nierozwiązana pozostaje kwestia tego, co jest określane jako zarządzanie przyszłymi umowami, czyli kto będzie rozstrzygał ewentualne spory i jaka ma być w tym rola Trybunału Sprawiedliwości UE. Wielka Brytania nie zgadza się, by rozstrzyganiem sporów zajmował się TSUE, gdyż - jak argumentuje - nie będzie on bezstronny.